🎴 Rozmowa Matki Z Córką

Oddział neurologii w jednym z krakowskich szpitali to była moja pierwsza poważna praca w szpitalu. Było ciężko fizycznie, z dyżurów wracałam wykończona. Ale też wiele się tam nauczyłam. Zostało mi w głowie kilka ciepłych momentów. I niesamowita Oddziałowa Wagner.
Relacje na linii matka – córka bywają pełne zawirowań, lecz to one w dużej mierze kształtują nasz świat. Kiedy dorastamy, matka przekazuje nam wzorce kobiecości i to od niej podświadomie uczymy się, jak postrzegać samą siebie. Co jednak dzieje się w przypadku matki, która przejawia zbytnią kontrolę lub nieświadomie krytykuje każdy nasz wybór i czyn? Czy jesteś tą kobietą, która była zawsze „niewystarczająca? O tym, jaki wpływ mają słowa wypowiadane do córki od najmłodszych lat, mówi w rozmowie z Hello Zdrowie Patrycja Juszkat, mediatorka specjalizująca się w sprawach rodzinnych. Ewa Wojciechowska: Drobne gesty czy słowa wypowiadane przez matkę typu „masz za słabe stopnie, nie jedz tyle, mogłabyś zrobić sobie ładniejszy manicure, w tej sukience wyglądasz tak normalnie, masz złych znajomych” w jaki sposób są odbierane przez córkę? Jak działa na psychikę nastolatki taka ciągła krytyka? Patrycja Juszkat: Dla małych dzieci rodzice są całym światem. Od maleńkości przeglądamy się ich w gestach, wyrazie twarzy, tonie głosu niczym w zwierciadle i odnajdujemy tam informacje o nas samych. Jeżeli wychowywaliśmy się w pełnym ciepła i bliskości domu, a nasi rodzice zauważali i starali się odpowiadać na nasze potrzeby, również te emocjonalne – czuliśmy, że jesteśmy dla nich wartością. Mieliśmy poczucie, że jako małe istoty swoją obecnością wnosimy wartość – autentycznie wzbogacamy ich życie. To bardzo ważne. Przekaz, który dostajemy od najbliższych nam osób, niesiemy ze sobą przez długie lata. Bywa, że to, co otrzymamy na starcie, utrudnia nam wędrówkę. Sprawia, że czujemy się bezwartościowi, mamy trudności z budowaniem dobrych, wspierających relacji, łatwo się poddajemy, rezygnujemy lub przeciwnie, popadamy w perfekcjonizm. Przykładowo… Wyobraźmy sobie taką sytuację. Kilkuletnia, pełna życia i radości dziewczynka podskakuje z podekscytowania. W pewnej chwili maleńka rączka natrafia na ukochany wazon mamy, który z impetem ląduje na podłodze. Odgłos tłuczonej porcelany sprawia, że dziewczynka truchleje. Jej serce zaczyna bić szybciej, oddech staje się płytszy, ciało nieruchomieje. Dziewczynka z przerażeniem wpatruje się w kawałki rozbitego wazonu, a do jej oczu napływają łzy. Czuje niepewność: Jak zareaguje ukochana mama? Czy przytuli, ukoi dziecięcy smutek i przerażenie? Czy w jej ramionach dziewczynka poczuje się bezpiecznie? W oczach, wyrazie twarzy odnajdzie łagodność i troskę? I tu wszystko zależy od reakcji mamy. Być może kobieta najpierw zaopiekuje się emocjami córki, utuli, a później pokaże, w jaki sposób poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Uśmiechając się, serdecznie poprosi o pomoc w przyniesieniu zmiotki i szufelki. A może razem z córką skleją zniszczony wazon lub stworzą nowy świetnie się przy tym bawiąc. W tym przykładzie dziewczynka otrzyma do swojego „plecaka z życiowymi doświadczeniami” bardzo istotną informację: „Wszystko ze mną ok. Wciąż jestem wartościowym człowiekiem. Nie jestem zepsuta, zła, niezdarna”. Dowiaduje się, że trudne sytuacje są naturalną, nieodłączną częścią naszego życia, że warto skupiać się na poszukiwaniu rozwiązań napotkanych problemów. I że takie wspólne poszukiwania mogą dodatkowo wzmacniać więź z innymi ludźmi. Patrycja Juszkat, mediatorka Dziewczynka, którą surowo karano za okazywanie złości i wzmacniano postawę bycia „grzeczną” i posłuszną, może mieć problem z asertywnością, dbaniem o swoje granice. Może odczuwać druzgoczącą niemoc i bezsilność Nie wszystkie matki jednak są tak wyrozumiałe… Zastanówmy się teraz, jaki przekaz otrzyma dziewczynka, kiedy jej mama zareaguje w zupełnie inny sposób. Kiedy zamiast życzliwego wsparcia zaleje ją potok ostrych słów wypowiedzianych donośnym, surowym tonem? Kiedy twarz mamy będzie wyrażać wściekłość, a córka usłyszy, że jest nieznośna i nieusłuchana, że jest do niczego i na pewno nie kocha mamy. W końcu gdyby tak było, to nie przysparzałaby jej tylu zmartwień i kłopotów. I powinna brać przykład z innych, „grzeczniejszych” dzieci. Być może mama odeśle ją do siebie, aby ta „przemyślała” swoje zachowanie. Oczami wyobraźni widzimy, jak dziewczynka ze spuszczoną głową maszeruje w kierunku swojego pokoju. Tej nocy, poszukując źródła ciepła i poczucia bezpieczeństwa, zawinięta mocno w kołdrę, ściskając ukochanego pluszaka, zasypia z poczuciem winy i ogromnej, przeszywającej wręcz samotności. Rano niepewnie wdrapuje się na kolana mamy, wyrażając skruchę. Mama przytula ją i szepcze „Jak możesz być dla mnie taka niedobra, do grobu mnie wpędzisz. No już dobrze, idź się bawić”. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Odporność, Good Aging, Energia, Mama, Beauty Wimin Zestaw z myślą o dziecku, 30 saszetek 139,00 zł Mama Naturell Folian Forte, 30 tabletek 14,25 zł Mama Estabiom Mama, Suplement diety, 20 kapsułek 28,39 zł Mama WIMIN Myślę o dziecku, 30 kaps. 59,00 zł Przekłada się to na relacje córki w dorosłym życiu z innymi osobami? Ogromnie! Wyobraźmy sobie teraz, że przez pierwsze kilkanaście lat swojego życia dziewczynka zbiera do swojego „plecaka” setki, a może nawet tysiące takich doświadczeń. Cały czas słyszy, że nie jest dość dobra, że krzywo biega, że powinna się bardziej postarać, że czemu tylko piątka z minusem, że grzeczne dziewczynki się tak brzydko nie złoszczą, że jak będzie tak płakać to ją „Pan weźmie”, że jest zdolna, ale leniwa i pewnie z własnego doświadczenia moglibyśmy dopisać tu jeszcze wiele innych przykładów. Dziewczynka przeglądając się w oczach takiej matki zapewne wyciągnie wniosek, że jest z nią coś nie tak. Przecież, gdyby się tylko bardziej postarała, mama otoczyłaby ją miłością. I taki przekaz zapewne zabierze w swoją życiową podróż. Będzie on miał znaczący wpływ na charakter relacji, które będzie budować z innymi ludźmi, a także na to, w jaki sposób ta mała dziewczynka już jako dorosła kobieta będzie o sobie myśleć i jak będzie siebie traktować. Czy będzie bardziej krytyczna wobec siebie czy może łagodna i wspierająca. Czy będzie traktować siebie z szacunkiem, dbać o swoje granice? Czy będzie potrafiła powiedzieć „nie”? Czy będzie stawiać potrzeby innych przed swoimi, a z obawy przed odrzuceniem będzie zgadzać się na to, co dla niej niekorzystne i niewspierające? Większość z nas robi profesurę z analizy swoich rodziców, zarzekając się, że nie będziemy zachowywać się tak jak oni, a potem słyszymy głos swojej mamy w naszym. To znaczy, że nasza tożsamość nie do końca jest „nasza”? Słowa rodziców oraz sposób, w jaki je wypowiadają, mają ogromną moc. Z czasem, w procesie internalizacji stają się one wewnętrznym głosem młodego, a później dorosłego już człowieka. To są najczęściej osoby, które spotykam w swoim gabinecie. Pomimo ogromnych sukcesów, zawrotnej kariery gdzieś z tyłu głowy pojawia się cichy głos, który w krytycznych momentach przypomina „Przecież ty się w ogóle na tym nie znasz!”, „Prędzej czy później inni poznają się na tobie, jesteś do niczego!”, niosąc ze sobą poczucie nieadekwatności, zwątpienia czy wstydu. To są też osoby, które z obawy przed porażką i wystawieniem się na potencjalną krytykę, unikają podejmowania jakichkolwiek działań, spędzają całe dnie scrollując telefon, oglądając telewizję i zamykając się w czterech ścianach. W relacji, w obliczu trudności zamykają się w sobie i wycofują lub przeciwnie czując, że partner dotyka ich bolesnego miejsca, reagują ostrą krytyką. Inne jeszcze wieczorną porą odczuwają dojmującą pustkę i rozpacz małej, skarconej i pozostawionej samej sobie dziewczynki. Na takich fundamentach można zbudować zdrową relację z własnymi dziećmi? Może być tak, że kiedy nie mamy doświadczenia bezpiecznej, bliskiej więzi z najważniejszymi dla nas opiekunami, to trudniej nam będzie stworzyć taką relację z naszymi dziećmi. Bywa, że małe istotki dotykają naszych dziecięcych ran: bycia niesłyszaną, niedocenianą, niebraną pod uwagę. I kiedy trzylatek krzyczy nam w twarz „Nienawidzę cię” to do głosu dochodzi ta część nas, której nie szanowano, lub która nie czuła się wartościowa w rodzinie. To jest ten moment, kiedy czując „zagrożenie”, zalewają nas silne emocje, a my reagujemy impulsywnie. W reakcji na potencjalne zagrożenie wyłącza się nasza kora przedczołowa, podczas gdy ciało migdałowate uruchamiając alarm, pobudza nasze ciało do działania, popychając nas w kierunku dobrze znanych, automatycznych reakcji. Można to zmienić? Richard Schwartz, twórca modelu psychoterapeutycznego Internal Family Systems mówi o tym, że to co nas dotyka, boli i rani, może być cennym tropem w poszukiwaniu naszych zranionych miejsc, które potrzebują zaopiekowania i uzdrowienia. Idąc tym tropem w codziennych trudnościach, mamy szansę przyjrzeć się naszym emocjom i nawykowym reakcjom, dostrzec powiązania z tym, czego doświadczyliśmy w kluczowym momencie naszego życia. Być może po raz pierwszy autentycznie poczuć, że to, że reaguję wściekłością i ostrą krytyką w stosunku do najbliższych mi osób, nie wynika z mojej złej woli lub bycia „złą” matką czy partnerką, tylko tego, że w ważnym okresie mojego życia zabrakło mi czułego, wspierającego i życzliwego głosu, który z czasem stałby się moim własnym „wewnętrznym” głosem. Patrycja Juszkat, mediatorka Przekaz, który dostajemy od najbliższych osób, niesiemy ze sobą przez długie lata. Bywa, że to, co otrzymamy na starcie, utrudnia nam wędrówkę. Sprawia, że czujemy się bezwartościowi, mamy trudności z budowaniem relacji, łatwo się poddajemy, rezygnujemy lub popadamy w perfekcjonizm W jaki sposób kształtuje się kobiecość, postrzeganie własnego ciała i samej siebie pod okiem krytycznej matki? Wszystkie dzieci pragną czuć się kochane. Mały człowiek, który czuje, że pewne części jego osobowości nie są akceptowane i mile widziane, będzie najprawdopodobniej starał się je tłumić i wypierać, odrzucając tym samym ważną cząstkę siebie. Dziecko, które wielokrotnie słyszy „co się tak głupio śmiejesz”, może dokładać wszelkich starań, aby odrzucić swoją dziecięcą radość, entuzjazm i spontaniczność. Dziewczynka, którą surowo karano za okazywanie złości i wzmacniano postawę bycia „grzeczną” i posłuszną, może mieć problem z asertywnością, dbaniem o swoje granice. Może odczuwać druzgoczącą niemoc i bezsilność. Nastolatka, która otrzymuje przekaz, że odpoczynek i zadbanie o własne potrzeby jest oznaką lenistwa, może mieć w dorosłym życiu trudność z zadbaniem o siebie. Takie historie słyszysz w swoim gabinecie? W swojej praktyce poznałam wiele kobiet, którym trudno było w weekend usiąść na godzinę z kubkiem gorącej herbaty i książką, ponieważ zalewało je poczucie, że muszą cały czas być w ruchu, robić coś użytecznego, dbać o innych, a sprawianie sobie przyjemności, wyjście na rower lub na fitness napawało je niepokojem. Analogicznie matka, która nie czuje się komfortowo ze swoją kobiecością i seksualnością, może nieświadomie przekazywać podobny komunikat dorastającej córce. Bardzo często słyszę opowieści dorosłych córek, którym w kluczowym momencie zabrakło życzliwego wsparcia i przewodnictwa kochającej mamy. Rytuałów „przejścia”, wspólnego świętowania pierwszej miesiączki i „stania się” kobietą. Ciepła, dzielenia się doświadczeniem, poczucia przynależności. O czym powinny więc pamiętać córki krytycznych matek, aby nie popełniać tych samych błędów w stosunku do swoich córek? Dorastająca dziewczynka potrzebuje przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa, pewności, że nie zostanie odrzucona czy wyśmiana. Atmosfery pełnej szacunku, zrozumienia i wsparcia. Przekonania, że w trudnym momencie jest przynajmniej jedna dorosła osoba, do której może zwrócić się ze swoimi problemami z pewnością, że zostanie wysłuchana bez oceniania, za to z intencją otoczenia wsparciem i miłością. I takich, pełnych akceptacji, troski i bliskości relacji życzę każdej mamie i jej dorastającej córce. Patrycja Juszkat – trenerka relacji, mediatorka specjalizująca się we wspieraniu par oraz rodzin, członkini Stowarzyszenia Mediatorów Sądowych, założycielka Pracowni Dobrych Relacji, autorka programu „Kocham Uważnie” oraz „Złość zaopiekowana”. Pracuje z osobami mieszkającymi w różnych zakątkach świata, w języku polskim oraz włoskim, podczas indywidualnych sesji telefonicznych oraz online. Zobacz także

JF: Byłoby chore, gdyby matka z córką ze sobą rywalizowały. U nas tego nie było. Po pierwsze - działamy w różnych branżach, więc nie ma płaszczyzny rywalizacji, po drugie - sukcesem matki jest sukces córki. Jak matka mówi, że jej sukcesem jest dziecko, to jest to prawda.

Niedawno w pociągu słyszałam rozmowę matki z córką przez telefon i jako, że to nie jedyny taki przypadek, z jakim się spotkałam naszła mnie pewna refleksja. Na pozór w rozmowie nie było nic piekielnego, ale wyglądała mniej więcej tak: - No cześć Martyna, jak było w szkole? - A powiedz mi, jak poszedł ci ten konkurs z matematyki? - A dużo dzieci startowało? - A kto startował? - A myślisz, że startowali lepsi od ciebie z klasy, jak oceniasz? - A uczysz się na biologię? - A co wam zadali? Plus kilka jeszcze tym podobnych pytań i na koniec: - No u mnie dobrze, kończę Martyna bo boli mnie głowa, cześć i ucz się tej biologii. Na pozór zwykła rozmowa, ale nieraz obserwuję takie zjawisko, że rodzice zwyczajnie nie chcą rozmawiać ze swoimi dziećmi. Zadają im tylko serię pytań niczym na przesłuchaniu, a na pytania dzieci z kolei nie reagują. Wiele razy zauważyłam podobne sytuacje, kiedy dziecko próbowało coś opowiadać, a jego mama czy tata nie byli tym totalnie zainteresowany. Mimo, że były to opowieści o szkole, przyjaciołach z niej, czyli dla dziecka ważne. A później wielu rodziców narzeka, że taki nastolatek się im nie zwierza. Pytanie jak ma to robić, skoro w dzieciństwie nie chcieli z nim zwyczajnie pogadać, jak człowiek z człowiekiem. telefon rozmowa (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka Poruszająca rozmowa matki z córką. „Nie przyjeżdżaj” Mimo przeciwności Oksanie udało się skontaktować z córką. – Nie przyjeżdżaj – ostrzegła Anastasię. Wypowiedź: Agnieszka Górecka, Wiceprezeska Fundacji Edukacji Społecznej, edukatorka seksualna, Odeta Moro, dziennikarka i prezenterka telewizyjna. Dzień pierwszej miesiączki pamięta każda z kobiet. To wyjątkowo ważny moment w życiu – moment, w którym niezwykle istotne jest odpowiednie przygotowanie córki i wprowadzenie jej w tajniki kobiecości, a szczera rozmowa matki z córką sprzyja budowaniu bliskości i więzi między nimi. Niestety, obecnie rzadko możemy spotkać się z bliską relacją. O startującej właśnie kampanii, które chce zachęcić matki do rozmowy z własnymi córkami, rozmawiamy z edukatorką seksualną Agnieszką Górecką oraz dziennikarką Odetą Moro. – „Kampania Porozmawiajmy Mamo podejmuje bardzo ważny temat, rozmów matek ze swoimi córkami na temat dojrzewania i pierwszej miesiączki. Wydaje się to oczywiste, w końcu kto inny, jak nie matka ma rozmawiać ze swoją córką na te tematy? Okazuje się jednak, że tak się nie dzieje.” – dla tłumaczy Agnieszka Górecka. Celem projektu „Porozmawiajmy Mamo” jest przekazanie mamom pomocnych narzędzi do rozmowy z córką, nie tylko w kontekście nadchodzących zmian fizjologicznych, ale co ważniejsze – zmian związanych z psychiką i emocjami młodej, dojrzewającej kobiety. Impulsem do rozpoczęcia kampanii były wyniki badania przeprowadzonego w 2018 roku przez Kantar Polska na zlecenie marki No-Spa. Badanie realizowane w formie blisko 100 godzin rozmów z mamami oraz nastolatkami, pokazało wyraźnie, że większość matek nie wie jak rozmawiać z córkami na temat menstruacji i dojrzewania. Miesiączka w wielu polskich domach jest wciąż po prostu tematem tabu, a ciężar przygotowania dziewczynki do zmian towarzyszących dojrzewaniu świadomie przenoszony jest na szkołę. Brak szczerej rozmowy sprawia, że miesiączka, która powinna być czymś naturalnym, budzi duże negatywne emocje – stres, skrępowanie, niepewność, strach, obawę przed bólem i rozczarowaniem. Dziewczynkom często brakuje tak potrzebnego w tym czasie „emocjonalnego przewodnika”, jakim powinna być matka. Czemu w dzisiejszych czasach dojrzewanie wciąż jest tematem tabu? – „Mam wrażenie, że w tej kwestii przez dwadzieścia lat niewiele się zmieniło. Oczywiście, pojawił się powszechny dostęp do Internetu, ale wciąż brakuje takiej pewności, że dojrzewanie, że zmiany w ciałach są czymś naturalnym, a nie wstydliwym. Mamy więc dostęp do mnóstwa rzetelnych informacji, ale nie umiemy ich młodym ludziom przekazać w sposób naturalny.” – komentuje ekspertka. Istotne jest, aby nastoletni chłopcy nie byli wyłączani z rozmów o miesiączce oraz dojrzewaniu dziewcząt. Są ich kolegami z klasy, przyjaciółmi, chłopakami, a w przyszłości mężami oraz ojcami córek. Nie ma żadnego powodu, dla którego nie mieliby posiadać wiedzy odnośnie cyklu menstruacyjnego. Poza tym, to niewiedza jest najczęstszym źródłem niechęci i obrzydzenia oraz podtrzymuje tabu wokół miesiączki. Tak samo jak ważne jest, by mamy rozmawiały o miesiączce z córkami, mamy synów również nie powinny pomijać tego tematu. To właśnie one są dla chłopców najbliższymi na tym etapie kobietami. Mają okres, doświadczają zmian zachodzących w cyklu, a synowie na co dzień to obserwują. Chłopak, tak samo jak dziewczynka, powinien wiedzieć czym jest miesiączka, jak przebiega, że czasem towarzyszy jej ból i dyskomfort. Chłopiec, który będzie posiadał taką wiedzę i dla którego ten temat nie stanowi tabu, nie będzie wyśmiewał swoich koleżanek gdy usłyszy, że mają okres lub wypadnie im z plecaka podpaska. Nie będzie reagował wstydem, czy zażenowaniem przy poruszaniu tego tematu, tylko potraktuje go jako coś naturalnego. Gdzie matki mogą szukać pomocy, jeśli chcą zacząć rozmowy ze swoimi córkami na temat seksualności? Zapytaliśmy o tę kwestię dziennikarkę Odetę Moro: – „Rozmowy o dojrzewaniu to zawsze była kwestia trudna i często obydwu stronom jest niewygodnie i niezręcznie. Dlatego tak bardzo się cieszę, że już za chwilę rusza kampania Porozmawiajmy Mamo – może ona pokaże potrzebę rozmowy między matką, a córką. Dodatkowo, ruszy cała platforma edukacyjna dla mam, które mieszkają w odległych zakątkach Polski i nie mają możliwości spotkania się z ekspertem w tych dziedzinach. Dzięki temu będą mogły uzyskać odpowiednią wiedzę w Internecie. Rusza kanał na platformie YouTube, które będą namawiać do sprawdzenia, czy nasze relacje matka-córka są wystarczające i czy sama rozmowa wystarczy. Dodatkowo, od września do listopada będą pojawiać się webinaria, z ekspertami, którzy będą do dyspozycji każdej mamy, mającej zasięg internetowy.” – tłumaczy Odeta Moro.
Rozmowa z Natalią Ejsmont, córką i matką poszkodowanych w wybuchu. Dziennikarze TVP3 Szczecin rozmawiali z córką najbardziej poszkodowanego mężczyzny i mamą dwóch dziewczynek, które także ucierpiały w wyniku zawalenia się domu w szczecińskich Żydowcach. O ile stan dziewczynek jest dobry, stan ich dziadka jest bardzo poważny, ma
Mamo co się stało? Dlaczego leci Ci krew? Takie pełne troski i strachu pytania zadawała mi do niedawna córka. Teraz jest inaczej, bo zdecydowałam się, aby jej otwarcie powiedzieć co się ze mną dzieje raz w miesiącu. To też w końcu dotyczy jej w przyszłości. Do niedawna starałam się przed moimi córkami ukrywać fakt iż miesiączkuję. Nie dlatego, że się tego wstydziłam, ale dlatego że wydawało mi się, że Zosia jest jeszcze na tą wiedzę za mała. Zmieniłam jednak zdanie, gdy zobaczyłam co się dzieje z nią, gdy nie wie co się dzieje z jej mamą. Wiecie, dzieci są wspaniałymi obserwatorami, ale beznadziejnymi interpretatorami. To znaczy, że dziecko widzi co się dzieje, ale dopisuje sobie do tego swój własny scenariusz. W wypadku miesiączki mamy może być to ból, choroba mamy, albo wielka rana. Takie właśnie uczucie niepewności i strachu mieszały się na twarzy Zosi. Nie chodzę z dziećmi do łazienki. Mówię im “Teraz dziewczyny mama chce zostać sama, tak jak wy jak jesteście w toalecie”. Słuchają się i wychodzą. Bywa jednak tak, że nie na długo i za chwilę drzwi do łazienki się otwierają. Właśnie tak Zosia dowiedziała się, że mama ma okres. Zobaczyła mnie raz w toalecie z zakrwawionym papierem w ręku. Postanowiłam najpierw powiedzieć jej, że to mała ranka i zaraz mi przejdzie. Niestety mina Zosi nie wskazywała na ukontentowaną wyjaśnieniami. Wyraźnie była zmartwiona. Wtedy to mój mąż (dziękuję Ci Boże za mądrego męża) podpowiedział mi abym jednak wytłumaczyła Zosi co się ze mną dzieje. Miał rację to było najlepsze rozwiązanie. – Zosiu wiesz tak naprawdę to nie mam ranki w sisi (sisia nasz nazwa na pochwę ;)) – Tak, a dlaczego leci ci krew? Jesteś chora!? Nie zdawałam sobie sprawy, że Zosia może tak odebrać mój okres. – Nie kochanie. Wszystkie kobiety w pewnym wieku dostają tak zwanej miesiączki. To ta krew którą widziałaś. – Ojej to boli?! Nie chce być duża! – Nie Zosieńko, to nie boli, to jest normalne u każdej zdrowej kobiety. Po prostu raz na jakiś czas tak się dzieje. Kobiety się w ten sposób oczyszczają. Ty też będziesz kiedyś miała miesiączkę. – Acha, a momo ty nosisz wtedy pampersa, jak Helenka? – Nie, do tego celu są wymyślone specjalne wkładki, pokazać Ci? – Tak! – Nic się nie martw kochanie, jeśli będziesz chciała coś wiedzieć to zawsze możesz do mnie przyjść. Może gdyby moja córka nie zobaczyła mnie raz w toalecie z zakrwawionym papierem w ręku, na tą chwilę powstrzymała bym się jeszcze od rozmowy dotyczącej okresu, ale myślę, że nie na długo, bo straszne jest uczucie kiedy w wieku 14 lat sikasz i widzisz, że krwawisz i nie wiesz co się dzieje, bo nikt Ci wcześniej o tym nie powiedział, bo to tabu było. Dlatego teraz chcę oszczędzić mojej córce niespodzianek, chcę żeby wiedziała, że może się do mnie z tym tematem zgłosić. “Rozmowy z Zośką” to cykl krótkich wpisów, które będą pojawiać się przez najbliższe tygodnie w środy. Do wpisów zainspirowała mnie moja własna córka, 5 letnia Zosia zadając mi wiele trudnych pytań. Postanowiłam więc, że może i Wam się przyda to o czym rozmawiam z córką i w jaki sposób. Pierwszy wpis z cyklu znajdziesz tu klik ( Mamo jak to jest że powstają dzieci ) lub na dole pod tekstem. (Visited 514 times, 1 visits today) Ada | Kosmetomama Cześć mam na imię Ada. Jestem mgr kosmetologiem "Kosmetologiem dla Mam" Stronę tworzę z moimi czytelniczkami bo to one i ich pytania są dla mnie największą inspiracją. Jesteś w ciąży ? Karmisz piersią ? Masz gromadkę dzieci ? Fantastycznie to strona dla Ciebie !
Znajdź obrazy z kategorii Mama I Dziecko Bez wynagrodzenia autorskiego Nie wymaga przypisania Obrazy o wysokiej jakości.

Są kwestie, do których często trudno podejść z małymi dziećmi, które są ważne, ale dla tych z nas, którym czasem trudno jest „przełamać lody” i rozpocząć rozmowę bez pozorów zmuszania. Problemy takie jak wykorzystywanie seksualne, przemoc ze względu na płeć czy zastraszanie są niestety na porządku dziennym i są to sytuacje, o których musimy porozmawiać aby dzieci wiedziały, kiedy mogą być w niebezpieczeństwie i jak mogą się może dlatego rozmowa między matką a jej 5-letnią córką opublikowana na stronie Witty Mum na Facebooku stała się wirusowa: wykorzystując moment, kiedy oglądali jeden z układów Simone Biles na igrzyskach olimpijskichskorzystał z okazji, aby porozmawiać z nią o historii molestowania seksualnego, którego doświadczała gimnastyczka, o zachowaniu, jakie starsi ludzie powinni zachowywać w stosunku do najmłodszych (w tym przypadku trenerów), a nawet o empatii, jaką powinniśmy mieć wobec kobiety w ciąży. Na ekranie telewizora pojawiła się Simone Biles. Mój mąż skomentował do naszych dziewczyn: „Ona jest najlepszą gimnastyczką na świecie”. Dodałem: „i ona jest naprawdę odważna”. Moja 5-letnia córka spojrzała na mnie i zapytała «Dlaczego?» Powiedziałem więc: „Ponieważ amerykańscy gimnastycy mieli kiedyś lekarza zespołowego, który okazał się złym człowiekiem. Dotykał intymnych części dziewczyn. To było takie przerażające, żeby dziewczyny komukolwiek o tym mówiły. Nie wiedzieli, czy ktoś im uwierzy i bali się utraty miejsca w zespole. Ale Simone Biles była jedną z dziewcząt, które zabrały głos i powiedziały, co się dzieje, a teraz ten przemocowy lekarz jest w więzieniu. Widziałem, że wciąż słucha, więc dodałem: „A teraz ma własne centrum fitness, w którym dba o bezpieczeństwo dzieci, gdzie rodzice mogą mieć na nie oko i dobrze się z nimi rozmawia zamiast na krzyki, co robi wielu trenerów, ale to nie w porządku”. Moja córka nie odpowiedziała. Wstała z krzesła i obserwowała każdą chwilę rutyny Simone Biles. Jakby tego było mało, Biles opuścił sponsoring Nike, ponieważ marka wycofała się ze wsparcia dla ciężarnych sportowców 👊 ⬆️ Wszędzie są momenty, w których można się nauczyć o bezpieczeństwie ciała i prawach dzieci. Weź to.* Myślę, że to świetny przykład na to, jak naturalnie prowadzić rozmowę z dziećmi: jeśli jesteśmy w domu, w miłej atmosferze i dzieląc chwilę z rodziną, istnieją idealne warunki do rozwiązania każdego problemunawet jeśli jest „delikatny”. Zaufanie to dziedzina, która jest pielęgnowana bardzo wcześnie, dlatego ważne jest, aby dzieci wiedziały i czuły, że mogą z nami porozmawiać o wszystkim. Jednym z naszych obowiązków jako rodziców jest zapewnienie im narzędzi, aby mogli się bronić i wiedza jest jedną z najpotężniejszychoczywiście biorąc pod uwagę, że zawsze musimy mówić do nich prawdę, nazywając rzeczy po imieniu i językiem odpowiednim dla ich wieku.

Narcystyczne matki są osobami krytykującymi, wymagającymi, stale porównującymi. Taka matka manipuluje często całą rodziną. Sięga po mechanizm triangulacji, czyli do relacji z córką wciąga osoby trzecie. Używa ojca, babci, albo kogoś z rodzeństwa, aby pokazać córce, że za mało się stara, że może być jeszcze lepsza.
Toksyczne matki to wampirzyce energetyczne, które nie potrafią kochać swojego dziecka, ani się o nie troszczyć. W toksycznej relacji córki i matki nie ma miejsca na indywidualizm. Dziecko nie wybiera samo. Wszystkie decyzje, nawet ten najbłahsze wybory, są narzucone z góry. Nie można lekceważyć pierwszych objawów toksycznych relacji. Więcej treści znajdziesz na stronie głównej >>> Toksyczne matki wyrządzają dzieciom ogromną krzywdę i zostawiają ślady w psychice na całe życie. Nie radzą sobie z własnymi emocjami i mają wygórowane oczekiwania zarówno od siebie, jak i od swoich najbliższych. Ich zachowanie jest bardzo charakterystyczne i przynosi dużo bólu. Zobacz wideo Miłość zdrowa czy toksyczna? Sprawdź! Oto 6 najważniejszych różnic 1. Widzi tylko swój czubek nosaToksyczna matka stale ignoruje. Liczy się jej szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Kiedy córka przychodzi do niej z problemem, to ta obarcza swoimi problemami i świadomie lekceważy. 2. Na każdym kroku krytykujeMatka cały czas szuka problemu i widzi go tam, gdzie go nie ma. Jest wiecznie niezadowolona i trudno jej dogodzić. Nie podziela entuzjazmu i nie cieszy się z sukcesów. Uważa, że jej słowa zawsze wypowiadane są w dobrej wierze i nie mają na celu urazić. 3. Sprawia, że poczuwasz się do winyToksyczna matka przy każdej lepszej okazji sugeruje, że ma bardzo dużo problemów. Uważa, że jest w tym całkowicie sama i nie może liczyć na wsparcie najbliższych. Nie daje ci prawda do narzekania. Często powtarza, jak dużo była w stanie zrobić dla dziecka i dodaje, że poświęciła prawie wszystko, a teraz nikt jej tego nie odwzajemnia. 4. Jest manipulantką, robi to bardzo delikatnie, ale skutecznieNie potrafi przepraszać, a przy tym najczęściej stara się obarczać winą, zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Umiejętnie przekonuje do swoich racji i stara się wpływać na poglądy i zachowania. Jeśli coś nie idzie po jej myśli, to dąży, aby jak najszybciej uległo to Stara się wszystko kontrolowaćMatka przeważnie nie zauważa, że dziecko powoli staje się samodzielne i nie potrzebuje tyle opieki co wcześniej. Stale chce kontrolować i uważa, że matka dużo lepiej wie, jakie decyzje powinno podejmować jej dziecko. Nie szanuje indywidualnych wyborów i zawsze chciałaby wszystko toksycznych matek:obawia się samotności,przejmuje się opinią innych, zazdrości,panicznie boi się o dzieci,miała trudne dzieciństwo,widzi tylko czubek swojego nosa,nadmiernie martwi się o dziecko i kontroluje je,wywołuje poczucie winy."Ważna jest nie tylko relacja z realną matką, ale też z matką w środku siebie"Psychoterapeutka Zofia Milska-Wrzosińska w rozmowie z opowiedziała o specyfice relacji matki z córką. Na pytanie, czy dobra relacja z matką jest możliwa odpowiedziała następująco. Wskazuje, że dość istotne jest tutaj podłoże psychologiczne:Z perspektywy gabinetu psychoterapeutycznego widać, że ważna jest nie tylko relacja z realną matką, ale też z matką w środku siebie, jakąś o niej opowieścią, klimatem emocjonalnym, wyrazistym wspomnieniem. Tym wewnętrznym obrazom matek, tak jak i żywym zresztą, do ideału daleko. I nic dziwnego, bo do każdego związku ludzie wnoszą i to, jacy są, a nie są idealni, i to, jakie mają oczekiwania, a te oczekiwania, zwłaszcza na poziomie nieświadomym, są nierealistyczne i spełnić się ich w stu procentach nie że relacja matka i córka jest bardzo ważna, więc odstępstwa od ideału dotykają szczególnie. W ważnych relacjach często chce się jednocześnie rzeczy, które są nie do pogodzenia, więc rozczarowanie, żal i złość są nieuchronne. Psycholożka zauważa, że matki na ogół nie chcą, aby ich córki były takie jak one, jednak cała ta relacja nie jest do końca prosta. Kobieta, która jest ze swojego życia z grubsza zadowolona, nie potrzebuje hodować własnych klonów, raczej z życzliwą ciekawością patrzy, co i jak córki wybierają. Ale jeśli matka ma poczucie niespełnienia, może chcieć, by dziewczynka była taka, jaka ona by chciała być. Albo chce, żeby córka naprawiła jej błędy. Te sytuacje nie są rozwojowo korzystne- uznała informacje z Ukrainy po ukraińsku w naszym serwisie rosyjska wojna przeciwko Ukrainie. Są informacje o zniszczonych domach, rannych i zabitych. Potrzeby rosną z godziny na godzinę. Dlatego łączy sił z Fundacją Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), by wesprzeć niesienie pomocy humanitarnej Ukrainkom i Ukraińcom. Każdy może przyłączyć się do zbiórki, wpłacając za pośrednictwem Facebooka lub strony Więcej informacji w artykule:
Tłumaczenia w kontekście hasła "się zrobić Dzień Matki z Córką" z polskiego na angielski od Reverso Context: Agata Komorowska zdecydowała się zrobić Dzień Matki z Córką.
O radości z rodzicielstwa i o rodzicielskich lękach. O władzy rodzicielskiej i o mocy, którą mają dzieci. O specyfice relacji z córką i o sposobach na mierzenie swojego macierzyństwa opowiada Karolina Lewestam, autorka zbioru esejów Pasterze smoków. Rodzice kontra świat oraz Małej Księżniczki. Pani najnowsza książka, Pasterze smoków, to zbiór esejów o rodzicielstwie. Ale wydana w zeszłym roku Mała Księżniczka, która rozmawia z Małym Księciem Antoine’a de Saint-Exupéry’ego – też skłania do refleksji na temat macierzyństwa. Czy Mała Księżniczka to książka o relacji z córką, czy raczej o relacji ze swoją wewnętrzną dziewczynką? Myślę, że te dwie relacje się ze sobą łączą, są de facto bardzo do siebie podobne i nie wiedziałam tego, dopóki nie miałam córki. Moja relacja ze starszą córką jest tak bardzo – w sposób nieszczęśliwy chyba – zapośredniczona przez to, jak ja przeżywałam swoje dzieciństwo, że to aż może niezdrowe. Dlatego staram się bardzo oddzielić tę relację od własnych doświadczeń i traktować córkę jako osobny byt. W Pasterzach smoków dosyć wyraziście opisuje pani swoją relację z synem, jej granice są, wydaje mi się, mocno zarysowane. Natomiast mam wrażenie, że relacja z córką jest bardziej płynna. To dlatego, że ja sama jeszcze nie wiem, jak mam się odnieść do tej relacji – jak będę wiedziała, to się chętnie odniosę! Cały czas ze sobą walczę. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że o syna się nie boję; w głębokim, ontologicznym sensie nie obawiam się, że on nie przetrwa. Natomiast o Matyldę, moją starszą córkę, boję się strasznie. Próbując zrozumieć przyczynę tego lęku, przyjrzałam się własnej drodze dorastania. Można powiedzieć, że jestem we w miarę sensownym miejscu w życiu, robię to, co lubię robić, mam dom, koty, nie rozwiodłam się jeszcze z mężem, ale – ponieważ znam swoją drogę, pamiętam, jak ona wyglądała – cały czas mi się wydaje, że to jest dość nieprawdopodobne, że osiągnęłam stabilność. Bo tyle było momentów, że świat mnie bolał, że było mi trudno działać, nie miałam poczucia sprawstwa. Moja córka wychowuje się w społeczeństwie, w którym ja też wyrosłam. W społeczeństwie trochę innym, pod jakimś względem lepszym, pod innym gorszym, ale jednak podobnym. Będzie miała drogę podobną do mojej i to będzie droga inna od drogi mojego syna: nawet nie w sensie biologicznym, tylko w związku ze środowiskiem, w jakim żyjemy. Moim córkom i synowi społecznie są przeznaczone różne role – nawet jeżeli prawie identyczne, to jednak ta istniejąca różnica jest fundamentalna. Ale ja sama mimo wszystko przetrwałam. Więc może o Matyldę boję się na wyrost? Może jednak powinnam ufać dziewczyńskiej mocy? Skoro dziewczyńska moc doprowadziła mnie tu, gdzie jestem teraz? Ta dziewczyńska moc bywa tłamszona na każdym kroku. Przez co na przykład dziewczynki i kobiety są dużo bardziej podatne na poczucie winy. Przy lekturze Małej Księżniczki zwróciło moją uwagę, jak wiele ta bohaterka przeżywała jego drobnych ukłuć. A to, że kogoś zostawiła, odeszła, a to, że może źle się zachowała. Julia Kristeva opisywała w Czarnym słońcu, jak z matki na córkę przechodzi rodzaj przekleństwa, melancholii, która wynika z tego, że wiele dróg samorealizacji i budowania tożsamości jest dla kobiety zamkniętych. Kobieta ma takie poczucie, że w jakimś sensie nie istnieje, nie dotyka rzeczywistości; dlatego że jak popatrzy na siebie z patriarchalnego punktu widzenia, to jest niewiele warta. Jedyny język ewaluacji, wartościowania, jaki zna, to język męski. I to jest zawsze język działania, język akcji. Tymczasem akcja i działanie nie są kobiecie dostępne w ten sam sposób co mężczyźnie. Jej role częściej bywają pasywne. Poczucie winy to jest w przewrotny sposób przeciwieństwo działania: wykonujemy jakiś ruch, podejmujemy akcję, ale potem chcemy ją cofnąć, ta nasza ingerencja w świat jakoś nas boli, wydaje się niewłaściwa, niemoralna, niedobra. Czy myśli pani, że da się dziewczynkę jakoś uchronić przed tym mechanizmem? Tak się zastanawiam, co mnie jako małej dziewczynce, która wszystko, co zrobiła, uznawała za niewłaściwe, by pomogło. I to jest straszne, co powiem, i nie mam tego na myśli w tak radykalny i nieprzyjemny sposób, ale – chyba inna matka by mi pomogła. Matka, która wtedy praktycznie nie istniała, a i teraz rzadko się ją spotyka. Taka, która pozwalałaby mi się ładować w kłopoty, robić ludziom przykrość i pokazywać się ze złej, brzydkiej czy głupiej strony, żebym po jakimś czasie nauczyła się, że moje działanie może mieć też nieprzyjemne konsekwencje i że to jest normalne. Bo prawda jest taka, że nie jesteśmy w stanie nieść światu tylko rzeczy pozytywnych. Chciałybyśmy bardzo to robić, bo do tego nas socjalizują: bądź tą pozytywną, piękną, uśmiechniętą Manic Pixie Dream Girl, która się pojawia i sprawia, że wszystko zmienia się na lepsze. A nie jesteśmy w stanie przynosić na świat samej radości i piękna, to nierealna wizja. Żeby się tego nauczyć, żeby jak Mała Księżniczka wyciągnąć tę ćmę z siebie i zobaczyć, że ona jest, przyjrzeć się temu, jaka ona jest, trzeba wdrażać się w rozumienie siebie jako osoby częściowo złej. Gdybym miała szansę się tego dowiedzieć, kiedy byłam dziewczynką, czułabym to poczucie winy trochę mniej mocno. Przeczytaj też: Dziewczyny potrzebują książek, w których są inne fajne dziewczyny – rozmowa z Karoliną Lewestam, autorką „Małej Księżniczki” Myślę, że Mały Książę może być czytany też jako opowieść o niedobrej relacji z matką. Różę można interpretować jako matkę, która tłamsi dziecko, nie pozwala rozłożyć skrzydeł, nie pozwala oglądać świata i sprawdzać siebie, tylko cały czas każe czuć się do czegoś zobowiązaną. Wspaniale to odwraca Mała Księżniczka. U pani relację z matką symbolizuje znajomość Małej Księżniczki z pilotką Amelią Earhart. Dobrą relację z matką. Taką, która nie jest po to, żeby się jej kurczowo trzymać. Bo matka ma za zadanie w którymś momencie córkę wypuścić. Relację Małego Księcia z Różą zazwyczaj interpretuje się jako relację erotyczną, ale ona rzeczywiście nie jest jednoznacznie zdefiniowana. Tak, w pewnym sensie Róża może być matką. Idąc tym tropem, Tulipan z mojej książki może być figurą ojca; ojca niezadowolonego z tego, kim córka jest. Zawsze mnie to smuciło w Małym Księciu, że on musi do tej Róży wrócić, bo lojalność, „bo tak trzeba”, mimo że ona jest dla niego taka podła i niemiła, całkiem niesympatyczna. Między innymi dlatego napisałam Małą Księżniczkę: żeby z tym podyskutować. A czy relacja z córką wpłynęła na pani relację z własną matką? Ja się z moją mamą lubię bardzo, często się widzimy i nie ma między nami zasadniczo dużych problemów, ale mamy konflikt związany z tym, że – być może jest to kwestia pokoleniowa – mama nie bardzo rozumie granice. To nie są jakieś straszne rzeczy, raczej drobne, ale na mnie w dzieciństwie wyjątkowo mocno oddziaływały. Kiedy byłam dziewczynką, mama bardzo starała się wpływać na mój wygląd, na ubiór, na najmniejsze szczegóły; lepiej wiedziała, czy buty są na mnie dobre, lepiej wiedziała, czy pasują mi krótkie, czy długie włosy, i tak dalej. Jak widzę, że teraz mama chodzi za Matyldą i próbuje namówić ją na dwa warkocze zamiast jednego – to się buntuję podwójnie. Zazdroszczę mojemu synowi, że potrafi asertywnie, z humorem, z gracją takie rzeczy załatwiać. Na propozycję babci „Załóż tę żółtą bluzę, tak ci w niej ładnie” on mówi po prostu: „Babcia! Nie”. Ani ja, ani moja córka tak nie potrafimy. W naszej kulturze istnieje przekonanie, że po prostu „chłopcy tak mają”, że są bardziej asertywni, ale też aktywni, sprawczy. Że przyczyna leży w biologii i już, że wychowanie niewiele tu ma do powiedzenia. W Pasterzach smoków, powołując się na wiele badań i metaanaliz, próbuje pani dociec, czy rzeczywiście „boys will be boys” niezależnie od tego, jak będziemy ich wychowywać. Nie dochodzi pani do żadnego jednoznacznego wniosku, ale też nie zbija pani ostatecznie tezy o tym, że to geny decydują. Jak wielu znanych mi rodziców, mnie także zaskoczyło to, że mój syn od początku realizuje ten stereotypowy model bycia chłopcem. Szaleje, walczy, chce zwyciężać. Mimo że, również od początku, podsuwam mu do wyboru inne drogi, inne pomysły. Kultura kapitalistyczna, sprzedając mi rozwiązania najróżniejszych kwestii, buduje we mnie złudzenie rodzicielskiej omnipotencji. Ale to złudzenie dosyć szybko się kończy. Na przykład właśnie samo dziecko okazuje się materią bardziej odporną na wpływy, niżby się chciało. Mimo że się ma do dyspozycji cały arsenał przedmiotów, technik i narzędzi. Stąd wzięły się moje poszukiwania odpowiedzi na pytanie: geny czy środowisko? Co decyduje o tym, jak kształtują się zachowania chłopców i dziewczynek? Ale jedynym wnioskiem, jaki mogę postawić naprawdę z całą mocą, to że o wiele więcej rzeczy, niż sobie wyobrażamy, jest poza kontrolą rodzicielską. W jednym z esejów pisze pani o zaproponowanym przez Clémentine Beauvais rozróżnieniu na dwa rodzaje potężnej siły: władzę, którą posiada rodzic, i moc, którą posiada dziecko. W Małej Księżniczce to rozróżnienie można odnaleźć w ostatniej scenie: dorosła Amelia używa swojej władzy, żeby mała dziewczynka, którą pokochała, mogła sięgnąć po własną moc. Władza polega na tym, że wolno nam zadekretować pewne rzeczy, a moc polega na tym, że mamy pewne możliwości i mamy siłę wewnętrzną, która może nas ku tym możliwościom poprowadzić. Władza może też tę moc stłamsić i wyzwaniem dla rodzica jest, żeby nie używać jej w tym celu. Kiedy dziecko jest małe, nie jest trudno się pod tym względem pilnować. Z magazynów, z książek znamy dogmaty psychologiczne dzisiejszych czasów: żeby nie przenosić na dziecko swoich ambicji; żeby za bardzo nie utożsamiać się z dzieckiem, bo ono ma swoją drogę, musi popełnić własne błędy. Że dziecko potrzebuje wolności, nie możemy czuć się stwórcami, mamy czuć się raczej ogrodnikami. To wszystko wiemy. Ale trudniej się robi, kiedy dziecko jest starsze. Bo trzeba się na przykład powstrzymywać, żeby jego porażek nie odczuwać jako własnych. Te wszystkie banały rodzicielskie muszą być powtarzane, bo wszyscy mamy tendencję, żeby władzy nadużywać. Inne wyzwanie rodzicielskie to, być może paradoksalnie: umieć się cieszyć. Porusza pani tę kwestię w swoich esejach: skąd się to bierze, że tak mało mamy radości po prostu z przebywania z dzieckiem? W Małej Księżniczce jest poruszająca scena, jak dorosła Amelia zrzuca ubranie i wbiega w fale razem z dziewczynką, żeby się powygłupiać, po prostu nacieszyć morzem. Żeby ta relacja rodzicielska była pełna, to my sami musimy mieć dobrą relację z naszym wewnętrznym dzieckiem. Musimy być w kontakcie z jego radością, ale też z tym samym smutkiem, który mieliśmy, jak byliśmy mali, bo przecież dzieciństwo to jest też okres strasznych przeżyć, potwornych lęków, innych niż te dorosłe. A czy to nie jest tak, że odejście od radości to efekt uboczny tego, że staramy się sprostać oczekiwaniom społecznym wobec rodziców, które się sprowadzają do maksymalnej kontroli: siebie, swoich emocji i reakcji? I w ten sposób tracimy też spontaniczność? Opowiem na własnym przykładzie. Ja na początku na mojego syna nie krzyczałam w ogóle; to dziecko do szóstego roku życia nie usłyszało ani jednego krzyku. A jak się urodziła moja córka, nagle złapałam się na wrzaskach do syna: „chodźże tu!”, „zjedzże to, zamiast tym rzucać, bo już nie mogę ci zrobić kolejnej kanapki!”. To mnie na początku przeraziło i pomyślałam: jestem fatalną matką. Ale potem doszłam do wniosku, że może właśnie to jest, stety lub niestety, prawda o mnie. I że może dzięki temu nasza relacja paradoksalnie będzie lepsza, bo ja trochę bardziej będę mogła być sobą i on zrozumie, że czasem ludzie są po prostu, najzwyczajniej w świecie, wkurzeni. Rzeczywiście, w naszej kulturze wiele emocji jest zakazanych rodzicom; wściekłość, frustracja, zdenerwowanie – a już rozczarowanie dzieckiem jest absolutnym tabu. Niektórych rzeczy wręcz nie wolno nam czuć. Może rzeczywiście staramy się nie czuć tych emocji, które są zakazane, i w związku z tym wypłaszczamy się emocjonalnie, nie czujemy też radości? Może nawet nie to, że staramy się nie czuć emocji, tylko staramy się je mieć maksymalnie pod kontrolą, ze względu na dobro dziecka. Nie okazywać ich tak wyraźnie, jakbyśmy mieli ochotę. Jak jestem wściekła, to nie krzyczę, tylko spokojnie mówię: „teraz jestem na ciebie zła”, chociaż mam ochotę rzucać przedmiotami. To też wynika z tego – jak mi się wydaje – że aby w ogóle sprawować władzę rodzicielską, trzeba być w jakimś sensie oddzielonym od świata dziecka. Na takiej zasadzie, że jak ktoś zostaje szefem, to już nie chodzi na imprezy z podwładnymi. A jak ktoś zostaje rodzicem, to kiedy biega po trawniku i krzyczy: „jestem potworem, zaraz cię zjem!”, nie robi tego tak do końca na serio. Rodzic musi być tym „buszującym w zbożu”, „catcherem in the rye”; kimś, kto niby się świetnie bawi nad urwiskiem z innymi, ale jako jedyny widzi klif i wie, że można spaść. I rzeczywiście, będąc w tej pozycji, bardzo trudno czuć pełną radość, nie oszukujmy się. Trudno pielęgnować swoje wewnętrzne dziecko, jak trzeba być zewnętrznym dorosłym. No właśnie. Jak w pani esejach: jesteśmy pasterzami smoków. Smoki to nasze rodzicielskie lęki. Jesteśmy ich pasterzami, bo nie możemy być zabójcami; nie da się tych lęków całkowicie zniszczyć, uspokoić. Zaskakuje nas ich siła, ale często zapominamy, że one są częścią naszego bycia w świecie. Mamy tu bardzo wiele różnych spraw i wychowanie dzieci jest po prostu jednym z wielu elementów życia, częścią organicznej całości. Więc jeśli w życiu co chwila się czegoś boję – boję się, że umrę, boję się, że coś mi się stanie, boję się, że się okaże, że mam cukrzycę, boję się, że przyjdę na wykład ze studentami i mnie wyśmieją – to dlaczego się dziwię, że o dzieci też się boję? Macierzyństwo jest po prostu jednym z elementów życia i tak jak innych rzeczy, można go też żałować. Ale kiedy już zostaniemy matkami, o tym nie rozmawiamy. To kolejne tabu, które odsłania pani w swoich esejach. Z jednej strony można chcieć i kochać, a można jednocześnie żałować, można myśleć „o Boże, ile to pracy!”, i można też być niezadowoloną, bo się na przykład chciało córkę, a ma się syna. We wszystkich dziedzinach życia bywa tak, że czasem czegoś bardzo chcemy, a czasem tego żałujemy, a potem znowu nam się bardzo podoba. A macierzyństwo to wyjątkowo mocna, intensywna jego część i może budzić różne, nieraz sprzeczne odczucia. Wspomina pani o sposobach mierzenia macierzyństwa za pomocą kamieni milowych, „kluczowych momentów” – poród czy pierwsze karmienie jako sprawdzian tego, czy jesteśmy dobrą, czy złą matką. Dochodzi pani do wniosku, że to nie najlepsza forma oceny naszych działań. Jaki jest pani sposób mierzenia swojego macierzyństwa? Boję się tego pytania bardzo. W odniesieniu do relacji z synem myślałam zawsze, że jestem taką świetną matką. On od początku dobrze reagował na to, jak się do niego odnosiłam, od początku dobrze się rozumiemy. Ma już prawie 14 lat, a dalej jesteśmy przyjaciółmi, ale też nie za bardzo, nie toksycznie. Widzę w naszej relacji problemy i błędy, ale one są rozwiązywalne – wszystko jest tak jak trzeba. I mogę pomyśleć: jakość tej relacji określa jakość mojego macierzyństwa. I nagle okazuje się, że z moimi córkami, które mają teraz 7 i 3 lata, najprawdopodobniej będzie inaczej. Już widzę, że ze starszą relacje nie będą łatwe. Że taki test, który działa w przypadku syna, w tym przypadku zawiedzie. Oczywiście kiedy się tak okaże, to pewnie chciałabym stworzyć nowy rodzaj testu, który jakoś tę moją samoocenę wywinduje, no bo jak to, ja mam być złą matką? O nie! Na przykład chciałabym, żeby wtedy testem była moja zdolność do zachowania siebie w obliczu tej relacji. A będzie w niej chyba dużo przepychania się emocjonalnego, trochę toksyczności, uwikłania. Ja też miałam to z moją mamą, więc wiem, jak będzie. Ale mojej mamie było trudniej niż mnie teraz, bo nie miała dostępu do psychologicznej wiedzy, która dziś jest powszechna, i nie posiadała koncepcji ani swoich, ani moich granic – a ja bardzo chcę tych granic pilnować, także jako matka. Kiedy córce będzie trudno, a różne trudne przeżycia pewnie nadejdą, to chcę, żeby mogła do mnie podpłynąć i ja ją wtedy złapię – ale chcę też pamiętać, że ja nie jestem nią. Kiedy to oddzielenie od niej mi się uda, to wtedy właśnie będę mogła jej pomóc. I wtedy pomyślę, że mi się udało. Karolina Lewestam (ur. 1979) – dziennikarka i redaktorka. Obroniła doktorat z filozofii na Uniwersytecie Bostońskim. Od 2014 r. felietonistka „Dziennika Gazety Prawnej” i autorka wielu tekstów publicystycznych, publikowanych między innymi w „Gazecie Wyborczej” i w „Piśmie”. Wielokrotnie nominowana do nagrody Grand Press w kategorii Publicystyka. Autorka/autor Katarzyna Michalczak Poetka, pisarka, doktorka socjologii. Laureatka nagród literackich. Za zbiór opowiadań "Klub snów" nominowana do nagrody GDYNIA 2020. Współprowadzi internetowy magazyn z ilustrowaną literaturą "Drobiazgi". Redaktorka w "Kosmosie dla Dziewczynek". Zobacz wszystkie artykuły
Jest tak czyli rozmowa ojca z córką - Michał Wiśniewski, Etiennette Wiśniewska, w empik.com: 1,99 zł. Przeczytaj recenzję Jest tak czyli rozmowa ojca z córką.
Uchodźca ma być słaby, nieporadny, zagubiony i pozbawiony sprawczości – wtedy chcemy wyciągnąć do niego rękę. Ma sobie nie radzić, potrzebować naszej pomocy, a wisienką na torcie jest wdzięczność. W takim ustawieniu to pomagający decyduje, wie lepiej, jest na pozycji uprzywilejowanej. Ten, któremu się pomaga, musi się dostosować, jest w pułapce, w której „obklejają” go oczekiwania. O tym, dlaczego tak ochoczo pomagamy matkom z dziećmi, czy naprawdę singielki w czasie wojny mają gorzej i co zobaczymy w lustrze, gdy przyjrzymy się temu, jak pomagamy, porozmawiałam z dr Martą Pietrusińską – doktorem nauk społecznych w dziedzinie pedagogiki i socjolożką z Uniwersytetu Warszawskiego. Alicja Cembrowska: Od jakiegoś czasu w mediach pojawiają się dość szumne nagłówki, że bezdzietne singielki są najszczęśliwszą grupą społeczną. Wniosek pochodzi z badań doktora Paula Dolana z London School of Economics. Faktycznie kobietom bywa lepiej bez dzieci i męża? Dr Marta Pietrusińska: To zależy oczywiście od kultury, o której mówimy, chociaż rzeczywiście jest tak, że od kilku, nawet już od 10 lat, widzimy pewne przemiany, w tym jak są tworzone lub właśnie jak nie są tworzone rodziny. W Polsce te przemiany zachodzą trochę później, ale można zauważyć, że kobiety coraz częściej wybierają bycie singielką, chociaż nie powiedziałabym, że jest to w 100 procentach ich wybór, bo wynika z trzech podstawowych powodów. Zamieniam się w słuch, co to za powody. Po pierwsze w ostatnich czasach mówimy o kryzysie męskości i on jest dość widoczny. Jednym z takich powodów rezygnacji z wejścia w związek jest to, że kobiety, również w Polsce, są coraz częściej lepiej wykształcone niż mężczyźni i już coraz częściej lepiej od nich zarabiają, a dodatkowo pełnią wiele ról społecznych. Zaburza to konserwatywne podejście, że tradycyjną rolą mężczyzny jest utrzymanie rodziny. Dla niektórych to, że kobieta zarabia lepiej, jest problemem – tutaj mam na myśli głównie klasę średnią i wyższą, chociaż zdarza się też, że w klasie ludowej również jest tak, że to kobiety lepiej radzą sobie finansowo. I to rzeczywiście dość utrudnia bycie w związkach. Mężczyźni cały czas nie są jeszcze nauczeni partnerstwa. Co ciekawe, badania pokazują, że kobiety szybciej się usamodzielniają, szybciej opuszczają domy rodzinne i to jest bardzo znaczący aspekt, bo mężczyzn, którzy do trzydziestki czy nawet czterdziestki mieszkają z rodzicami i zajmują się nimi matki, kobiety raczej nie wybierają. Nie chcą być w „trudnym związku”, gdy one są niezależne, a mężczyźni dopiero do tego dojrzewają. A drugi powód? Druga sprawa to oczywiście znowu jest pewnego rodzaju wybór, ale też nie tak zupełnie, bo jest on podyktowany mocnymi czynnikami zewnętrznymi – po prostu coraz trudniej jest mieć dzieci, ale i ta przemiana ma dwa aspekty. Jeden jest pozytywny, czyli zaczynamy mówić wprost, że macierzyństwo nie definiuje kobiety. Rzeczywiście w Polsce to cały czas kwestia bardzo dyskutowana i mocno w nas siedzi, że macierzyństwo definiuje kobiecość. Gdy kobiety nie mają dzieci, są wprost pytane, dlaczego i bywa, że nie są uznawane za pełnowartościowe osoby. Na szczęście i tutaj widać pewne przemiany i małymi kroczkami odwracamy tę narrację. Każdy powinien móc otwarcie przyznać, że nie ma dzieci, bo nie potrzebuje ich do szczęścia, bo woli wybrać karierę, nie czuje, że chce być rodzicem. Kolejna rzecz – tutaj dochodzę do tej negatywnej strony tych przemian. Polskie kobiety boją się mieć dzieci. Mają za to bardzo dużo powodów do tego strachu. Sprawa z tak zwanym Trybunałem Konstytucyjnym z 2020 roku i wyrok dotyczący aborcji sprawiły, że dzieci rodzi się mniej. I to wynika z danych, widać w statystykach, że z roku na rok w Polsce jest coraz mniej urodzeń. Nie jest to jedynie efekt restrykcyjnego prawa aborcyjnego, ale też braku zabezpieczenia społecznego – nadal jest tak, że nie ma żłobków, dostęp do przedszkoli jest ograniczony, a kobieta, która zachodzi w ciążę, ma później trudniej na rynku pracy. Dlatego część kobiet świadomie podejmuje decyzję o życiu singielki, a część nie może znaleźć odpowiedniego partnera. Pora wyłączyć hierarchizowanie cierpienia i określanie go swoją miarą. Każdy człowiek zasługuje na wsparcie i pomoc Czyli to nie jest tak, że singielki żyją jak pączki w maśle i niczym się nie przejmują – wszak omijają je problemy związkowe i związane z dziećmi? Myślę, że badania, które określają je najszczęśliwszymi, jednak zawierają w sobie to, że ta grupa jest odciążona od trudów bycia matką, bo powiedzmy to wprost – to bardzo trudna rola społeczna i o tym też się coraz więcej mówi. Bycie w związku, tym bardziej w czasach kryzysu męskości, to też wcale nie jest taka prosta sprawa. Bo jak dogadać się z kimś, kto został wychowany, że jako mężczyzna musi zarabiać więcej, utrzymywać dom i niejako „zarządzać” życiem rodzinnym? Jeżeli będziemy badać osoby, które są w takich związkach, mają dzieci i porównamy je do singielek, to wyniki nie są zadziwiające, ale to też nie oznacza, że te kobiety są ot tak szczęśliwe. Bycie singielką nie zawsze jest wyborem, nieraz to „ucieczka do przodu”, czyli podejmuję decyzję o przyszłości na postawie warunków, które mam teraz. Ciekawa natomiast jestem, jak rozkłada się to w związkach nieheteronormatywnych – mam podejrzenia, że zauważylibyśmy tam odwrotny trend. Prawdopodobnie więcej kobiet decyduje się wchodzić i mówić o swoich związkach z drugą kobietą i przez to zmniejsza się liczba singielek, bo jest większa zgoda społeczna na bycie w takiej relacji. Prawda też jest taka, że kiedyś kobieta musiała mieć rodzinę – zapewniało jej to przetrwanie, a nawet przeżycie. Teraz radzimy sobie bez męża i dzieci. Byłabym ostrożna z taką tezą – w sensie ekonomicznym to jak najbardziej kobieta teraz nie potrzebuje mężczyzny, który będzie ją utrzymywał, ale tak już było w latach 50. i 60. Tak naprawdę od czasu II wojny światowej, gdy mężczyźni poszli na front, a kobiety weszły do fabryk i zaczęły pracować, obserwujemy te przemiany. Oczywiście teraz jesteśmy dużo, dużo dalej – skupię się na Polsce, bo jednak na świecie jest z tym różnie, ale w naszym kraju widać, że coraz więcej kobiet ma wyższe wykształcenie, a mimo to i tak dalej nie zarabiają lepiej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach. Nie zmienia to faktu, że kobieta może sobie pozwolić na singielstwo – w dużych miastach nie jest to problemem, trochę gorzej wygląda to w mniejszych miejscowościach – tam nadal rozbrzmiewają głośne pytania o męża i dzieci, o to, kiedy kobieta wywiąże się ze swojej roli społecznej. Dlatego podzieliłabym singielki na te, które rzeczywiście wybierają taki styl życia, i na te, które są do niego zmuszone. Kilka miesięcy temu tysiące singielek za naszą wschodnią granicą obudziło się w kraju objętym wojną. W „Wysokich Obcasach” pojawił się niedawno artykuł z mocną tezą: singielki w czasie wojny mają trudniej. Mają? Jeżeli mówimy o ukraińskich singielkach, to trzeba zacząć od przemian, o których przed chwilą rozmawiałyśmy – w Ukrainie postępują one jeszcze wolniej niż u nas. Wydaje mi się jednak, że kobiety w czasie wojny, nieważne czy są singielkami, czy są mężatkami, mają tendencje do siostrzeństwa i to jest coś, co się dzieje, niezależnie od ich statusu. I to również pojawiło się w tym artykule – że dwie singielki zamieszkały razem i się wspierały. Z drugiej strony można powiedzieć, że skoro nie ma się partnera, to nie trzeba się martwić, że on na przykład zginie na wojnie czy zostanie wzięty do wojska, ale przecież singielki mają ojców, braci, przyjaciół… Dlatego uważam, że tutaj nie ma różnicy. Ale i tak są osoby, którym pomagamy chętniej… Tak jest i tutaj trzeba to powiedzieć – najbardziej ujmującą za serce osobą, której będziemy chcieli pomagać, jest matka z małym dzieckiem. Na samym początku wojny, kiedy już zaczęli przyjeżdżać na granice pierwsi ludzie, były robione listy, kto i kogo może przyjąć – najczęściej wskazywano na kobiety z dziećmi, a nie singielki czy osoby starsze. Może właśnie tak naprawdę najbardziej chcemy pomagać po prostu dzieciom, a że są one z matkami, to i one się załapują? Podobnie jest, gdy chodzi w ogóle o pomoc humanitarną – tutaj też od razu zaczynają działać stereotypy i najpierw pomoc dostaną matki z dziećmi, potem osoby starsze, następnie kobiety i dopiero mężczyźni. Ale to znowu ma dodatkowy wymiar, bo jednak łatwiej jest uciekać samemu niż z dziećmi. Ja na przykład przyjęłam do swojego domu singielkę, która przyjechała do Polski z siostrą i jej synem. Siostra jest obecnie w Niemczech, nadal nie może znaleźć pracy i musiała wybrać miejsce, kierując się szkołą dziecka. Z kolei singielka bez problemu w kilka tygodni znalazła pracę w Danii. W polskiej narracji uchodźcami muszą być osoby niesamodzielne, które sobie nie radzą, a jednak singielki kojarzone są z paniami z dużych miast, które odnoszą sukcesy i są niezależne. To nie pasuje do obrazu uchodźczyni, my chcemy bezradną osobę, którą my – jako wybawiciele – się zaopiekujemy. Myśli pani, że to jest kwestia samego dziecka czy raczej relacji matka-dziecko, którą gloryfikujemy, mówimy, że to najważniejsza relacja w naszym życiu? Głównie chodzi o dziecko, ale matka jest nieodłączną częścią tego obrazu. Jest takie określenie „małoletni bez opieki”, czyli takie dziecko, które jest uchodźcą bez opiekunów prawnych, ucieka samo. Rzadziej się o nich mówi, dominuje raczej przedstawienie matki z dzieckiem. I jest to związane z wiarą katolicką. Analizowałam kiedyś książki dla dzieci i to, w jaki sposób się prezentuje ten temat – tak, były tam ilustracje nawiązujące do Matki Boskiej z Jezusem. Mamy w polskiej świadomości poczucie, że matka z dzieckiem to ktoś, kto potrzebuje pomocy. Ta figura jest bardzo mocno sklejona i ciężko to rozdzielić – trudno określić, komu wtedy tak naprawdę pomagamy. Matce czy dziecku? W tym aspekcie młodym singielkom trudniej uzyskać pomoc, ale i tak „mają lepiej” w zestawieniu z jeszcze inną grupą – samotnymi kobietami po 60., 70. czy 80. roku życia. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Mama WIMIN Myślę o dziecku, 30 kaps. 59,00 zł Odporność, Good Aging Naturell Witamina D 1000mg, 365 tabletek 70,00 zł Odporność, Good Aging, Energia, Beauty Wimin Zestaw suplementów, 30 saszetek 99,00 zł Zdrowie umysłu Deep Focus from Plants 60 kaps. wegański 45,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu WIMIN Głębokie skupienie, 30 kaps. 79,00 zł W polskiej narracji uchodźcami muszą być osoby niesamodzielne, które sobie nie radzą. Najchętniej pomagamy dzieciom, ale matka jest nieodłączną częścią tego obrazu. Jest to związane z wiarą katolicką Nie da się jednak pominąć masowego zrywu. Polacy ruszyli do pomagania. Dlaczego tak chętnie wyciągnęliśmy rękę do Ukraińców? Daleka jestem od myślenia, że ludzie są po prostu altruistyczni. To, co się wydarzyło, w dużej mierze było reakcją na stres, próbą odzyskania sprawczości. To jest takie trochę myślenie magiczne: jeżeli ja teraz komuś pomogę, to jak przyjdzie wojna do Polski, to i mi ktoś pomoże. To „wybieranie”, komu pomagam, a komu nie, było widoczne w pierwszych dniach wojny. Wartościowanie, kto ma lepiej, kto ma gorzej, przypomniało mi sytuację pandemiczną, gdy wszyscy musieliśmy siedzieć w domach… Robiłam na ten temat projekt badawczy z koleżankami z uczelni. Zapytałyśmy kobiety z Uniwersytetu Warszawskiego – pracownice naukowe, jak i panie pracujące w administracji – o ich doświadczenia. I w wywiadach, i badaniach ankietowych wyszło, że według wszystkich najgorzej w czasie pandemii mieli rodzice – to oni musieli przejąć funkcje opiekuńcze i edukacyjne szkół, a do tego musieli pracować. Najwięcej jednak spraw związanych z opieką nad dziećmi spadło na kobiety i to niezależnie jak wysoko wykształcone. I co ciekawe – badanie ujawniło też moc patriarchatu w takich najmniejszych szczegółach. Jeżeli w domu było biurko, to pracował przy nim mężczyzna, a kobieta… miała miejsce w kuchni. Singielkom w czasie pandemii szybko udało się, dzięki internetowi, nawiązać relacje, budować grupy wsparcia, odbywać spotkania online, bo miały na to więcej czasu. I to też potwierdziły badania. Dodam, że obydwie grupy – i singielki, i rodzice – w ankietach wskazywały, że to ci drudzy mieli najtrudniej w czasie izolacji. Mimo wszystko nie przemawia do mnie licytacja, kto ma gorzej. Tym bardziej w kontekście wojny, bo przecież jest to wydarzenie traumatyczne dla każdego i denerwuje mnie, że często pomija się w tym wszystkim mężczyzn, którzy przecież wcale nie dostają nagle magicznych mocy. Też się boją, martwią, stresują, cierpią… Jak najbardziej – też tak uważam. Od wielu lat działam w obszarze pracy na rzecz osób z doświadczeniem migracyjnym i zanim rozpoczęła się wojna, to pracowałam przy granicy polsko-białoruskiej. Intensywnie działaliśmy, żeby pokazać, że nieważne, czy to jest młody, silny mężczyzna, czy małe dziecko – w lesie każdy z nich potrzebuje tego samego. Wiek nie ma tutaj znaczenia. Oczywiście dziecko będzie mniej sprawcze w przeżyciu niż dorosły, bo nie jest sobie w stanie poradzić na podstawowym poziomie – mówimy tutaj o takich małych dzieciach, które są zależne od opiekunów. Jednak na poziomie wartości to wojna i prześladowanie, stan zagrożenia życia są traumatyczne dla każdego. Każdy jest głodny, każdy się boi wybuchu bomb, każdy się martwi o życie swoje i najbliższych. Niektórzy mają kompetencje czy doświadczenia, które pozwalają im przez to łatwiej przejść, ale jest to dość rzadkie. Jeśli chodzi o migracje uchodźcze, w sytuacji, gdy trzeba uciekać ze swojego kraju, to badania wskazują, że dzieci dużo szybciej się integrują niż dorośli. Więc teraz można powiedzieć, że o ile dziecku trudniej sobie poradzić z samym doświadczeniem, na przykład wojny, bo nie ma kompetencji poznawczych i emocjonalnych, to aklimatyzowanie się w nowym kraju przychodzi mu łatwiej niż osobie dorosłej. Byłam ostatnio na spektaklu „Odpowiedzialność” w Teatrze Powszechnym w Warszawie i tam również zestawiono sytuację na granicy z Białorusią i na granicy z Ukrainą. Padło tam mocne pytanie – jak to jest, że słyszymy płacz dziecka z Mariupola, a nie słyszymy płaczu dziecka z Aleppo? To jest bardzo proste. Dziecko z Aleppo ma inny kolor skóry. Moja koleżanka, która pracowała na granicy polsko-ukraińskiej i polsko-białoruskiej, długo nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że na granicy polsko-ukraińskiej funkcjonariusz policji zadowolony i cały w skowronkach rozdaje dzieciom ciasteczka i czekoladki, a na granicy polsko-białoruskiej dokładnie takie samo dziecko, tylko o trochę ciemniejszym kolorze skóry, bez mrugnięcia okiem wypycha do lasu. To się dzieje. Sytuacje na tych dwóch granicach bardzo pokazały, że my w Polsce jesteśmy rasistami. Wychodzi na to, że w tym pomaganiu moglibyśmy przeglądać się jak w lustrze… W ostatnich miesiącach ujawniło się dużo naszych pozytywnych cech narodowych, ale i niestety dużo negatywnych. Dużą rolę odegrała w tym polityka: państwo straszyło nas, że pomaganie ludziom na granicy polsko-białoruskiej jest nielegalne. Nie jest prawdą, że za podanie komuś butelki z wodą można pójść do więzienia. Ostatnio studentka Uniwersytetu Warszawskiego została zatrzymana na 72 godziny, potem chciano ją wsadzić do aresztu tylko za to, że czekała w samochodzie na grupę, która wracała z interwencji. Teraz dziewczyna ma sprawę i grozi jej 8 lat za przemyt ludzi. Nie dziwię się, że takie historie zatrzymały Polaków w pomaganiu uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej. Gloryfikowano natomiast wszystkie osoby, które działały na granicy polsko-ukraińskiej. Dlaczego? Bo rząd by sobie nie poradził bez tej pomocy. Bez Polek i Polaków, którzy się zmobilizowali, mielibyśmy do czynienia z ogromną katastrofą humanitarną. Wrócę jednak jeszcze do rasizmu, ponieważ on ujawnił się też na granicy polsko-ukraińskiej. Bezpośrednio uczestniczyłam w sytuacji, gdy oczekiwaliśmy na Dworcu Zachodnim na pociąg ze Lwowa. Były to pierwsze dni wojny. Z wagonów wysiadła grupa studentów z krajów afrykańskich. Potrzebowali miejsca przez kilka, kilkanaście dni, żeby się skontaktować ze swoimi ambasadami, ponieważ w Ukrainie tych ambasad nie ma. Pociąg przyjechał o 2 w nocy. Jak zaczęli wysiadać z niego ludzie, to na własne oczy widziałam, jak kilkanaście osób, jak zobaczyło, że ma przyjąć do domu kogoś o ciemnym kolorze skóry, to się odwróciło na pięcie i poszli powiedzieć, że ich nie wezmą. Łatwiej nam przyjąć kobietę podobną do nas, najlepiej jeszcze z małym dzieckiem, niż afrykańskiego studenta. Mimo że ten student pomieszkałby kilka dni i wyjechał. I też patrząc na ekonomiczne względy – byłby mniejszym obciążeniem, bo potrzebuje mniej wsparcia. Nie ma tutaj logicznego wytłumaczenia. Takie nagłe pomaganie często ma niewiele wspólnego z logiką. Kilka dni po wybuchu wojny pod granicą zaczęły rosnąć sterty śmieci, ludzie „obdarowywali” uchodźców niepotrzebnymi ciuchami z dna szafy, a środowiska pomocowe zaczęły załamywać ręce. Pomaganie wcale nie jest prostą sprawą. Ludzie, którzy zajmują się tym od lat, tym bardziej mam na myśli wspieranie grup mniejszościowych, mówią, że żeby dobrze pomagać, to trzeba być specjalistą i że naprawdę nie warto się za to brać, gdy nie ma się tego dobrze przemyślanego. Wracamy do pytania, dlaczego pomagamy… Tak, bo bardzo dużo osób rzuciło się do pomagania, ponieważ wydarzyło się coś bardzo złego, nad czym nie mieliśmy kontroli. Więc tok myślenia jest taki: jeżeli zacznę jakoś działać, coś robić, stanę na tym dworcu albo będę rozdawać zupę, przyjmę kogoś do domu, oddam wór ubrań i zrobię przelew, to odzyskam sprawczość – tak nam się wydaje, bo przecież nie jesteśmy w stanie kontrolować wojny w Ukrainie. To właśnie złudne poczucie kontroli sprawiło, że ludzie zaczęli pomagać kompulsywnie. Znam przypadki, gdy ktoś rzucił pracę, żeby cały swój czas poświęcić na pomaganie uchodźcom z Ukrainy. Dlatego trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego ja pomagam? Czy robię to, żeby sobie coś załatwić, czy w centrum tego pomagania jest ta osoba, której pomagam? Pomagam komuś czy może sobie? Właśnie w tym rzecz. Dlatego w grupach, które zajmują się tym profesjonalnie, unikamy słowa „pomaganie”. Zastępujemy je słowem „wspieranie”, bo to pokazuje, że w centrum ma być ta osoba, która doświadcza od nas tego wsparcia, ale to ona decyduje, czego chce i potrzebuje, a czego nie. Coraz częściej się pojawia i będzie się niestety pojawiać przekaz, że Ukraińcy są niewdzięczni, że coś im się nie podoba, że się oburzają, gdy dostają stare ubrania. Przecież my im daliśmy i powinni być tacy wdzięczni. Dlatego to, co zrobił rząd – danie 40 zł polskim rodzinom, które przyjęły osoby uchodźcze, było po prostu karygodnym błędem. Skrytykowały to niemal wszystkie organizacje pozarządowe pracujące w obszarze migracji. Te pieniądze trzeba było dać uchodźcom i uchodźczyniom – to oni mogliby się ewentualnie umawiać, że będą płacić tym rodzinom, u których mieszkają. To nie tylko odebrało sprawczość i uzależniło przyjezdnych od gospodarzy, ale sprzyjało też patologiom. Skala nie była bardzo duża, ale dochodziło do czegoś, co można nazwać handlem ludźmi. Niestety też spotkałam się z tym żądaniem wdzięczności od uchodźców. I to w przypadku dzieci – że to właśnie najmłodsi z Ukrainy są niewdzięczni. Było takie założenie, że dzieci ukraińskie powinny być dozgonnie wdzięczne, bo dostały wyprawki do szkoły i w ogóle zostały przyjęte do szkół. A potem ujawniła się złość tych dzieci, nazywa się je niegrzecznymi. Ktoś się dziwi? Im się zmieniło całe życie, musiały zostawić swoich przyjaciół, wyjechać do innego kraju, rzucić wszystko, pożegnać się z tatą, wujkiem, dziadkiem. A my każemy im cieszyć się z plecaczka? Przecież to jest absurd! Jak można w ogóle tego wymagać? Mam wrażenie, że w niektórych Polakach narosło poczucie niesprawiedliwości. W ostatnich dniach kilka razy usłyszałam hasło: my nie mamy, a im rozdajemy, oni dostają wszystko, a zwykły Polak ledwo wiąże koniec z końcem. Przy takich dużych kryzysach humanitarnych jest kilka faz i muszę powiedzieć, że jako Polska naprawdę przeszliśmy je w pozytywny sposób. Pierwsza faza to jest oczywiście faza szoku, ale zaraz potem zaczyna się tak zwany miesiąc miodowy, euforia. Działamy, pomagamy, organizujemy się, coś robimy i to szybko zaspokaja te pierwsze potrzeby, więc niemal od razu widzimy efekty naszych działań. Przyjeżdża mama z dzieckiem i nie ma wózka? Załatwiamy w kilka godzin. To euforia, że jesteśmy sprawczy, ale im dłużej taki kryzys trwa, tym pojawia się więcej wyzwań, na które już nie ma takiej łatwej i szybkiej odpowiedzi. Pojawiają się problemy z integracją, wątpliwości, bo ludzie z Ukrainy mieli przecież tylko na chwilę przyjechać, a oni już 5. miesiąc tutaj są i nie wiadomo, kiedy wyjadą, żłobki i przedszkola są przepełnione, a jeszcze na tych ludzi idą takie pieniądze… Pojawiają się frustracja i zmęczenie. Nie bez znaczenia jest też kontekst relacji polsko-ukraińskich. Do 24 lutego Ukraińcy byli jedną z bardziej dyskryminowanych grup migranckich. Zaszłości historyczne były podgrzewane po obu stronach, a i Ukraińcy, kształtując swoją nową tożsamość narodową, oprócz kreowania wroga w Rosjanach, podkreślali, że Polacy też nie zawsze byli tacy super, przypominali: „my byliśmy przez wieki chłopami, a oni panami”. A w Polsce wiadomo: Wołyń. Teraz dodatkowo te nastroje podkręcają rosyjskie trolle. Przed wojną nasze wyobrażenie o Ukraińcach lokowało się w panach z budowy, paniach sprzątających czy pracownicach seksualnych – były to takie najmocniejsze obszary stereotypów. A wojna wykreowała nam wspólnego wroga, stereotypy na chwilę schowały się za mgłą. Ale właśnie – tylko schowały. W grupach, które zajmują się tym profesjonalnie, unikamy słowa „pomaganie”. Zastępujemy je słowem „wspieranie”, bo to pokazuje, że w centrum ma być ta osoba, która doświadcza od nas tego wsparcia, ale to ona decyduje, czego chce i potrzebuje, a czego nie Tych wszystkich kontekstów raczej nie wyłapie ktoś bez specjalistycznej wiedzy. Pracując z osobami z doświadczeniem migracyjnym, bardzo zwracamy uwagę na ich stan psychiczny, bo oni też są trochę w pułapce. Naprawdę uchodźcy uważają, że powinni być wdzięczni i się nie dziwią, że Polacy tego oczekują. I nie mówię tylko o osobach z Ukrainy, tylko o wszystkich, którzy są u nas dłużej, więc wiedzą, że Polacy oczekują tej wdzięczności. Ale ci ludzie mają też oczy i uszy. Wiedzą o stereotypach i doświadczają tego, co w Polsce nie działa. Jednak przez oczekiwanie tej wdzięczności wolą nie mówić, co im nie pasuje. Boją się hejtu i posądzenia o to, że nie doceniają tego, co dostają. A zapewniam, że dużo rzeczy w obszarze związanym z integracją czy polityką migracyjną w Polsce nie działa. Wspomniała pani o trollach. Mam wrażenie, że coraz więcej Polaków ulega tej nakręcanej w sieci narracji antyukraińskiej. To się dzieje i będzie się działo. Obecna sytuacja ekonomiczna w Polsce jeszcze to ułatwia. Już się mówi, że „to przez Ukraińców, u nich jest wojna, a u nas wszystko drożeje – prąd, gaz, benzyna” i że „przecież mogliby oddać Putinowi ten kawałek ziemi, wszyscy mielibyśmy spokój, a oni dalej się o to tłuką”. Jest szansa, że w obliczu takich wyzwań uda nam się podtrzymać dobre relacje z Ukrainą i pomóc w asymilacji tych, którzy postanowią zostać w Polsce? W szkołach na pewno czeka nas wielkie pole bitwy. Za kilka tygodni dowiemy się, czy uda się osoby z Ukrainy zintegrować, czy dojdzie do ogromnej dyskryminacji. Niestety obawiam się, że to się nie uda. Po pierwsze dlatego, że nauczyciele zostawiali pozostawieni sami sobie. Na poziomie rządowym nie zrobiono praktycznie nic, wszystko zostało zrzucone na samorządy. A praca w środowisku wielokulturowym jest naprawdę bardzo trudna. I zaczyna się od samego siebie, trzeba z każdej strony obejrzeć drzemiące w nas stereotypy, dowiedzieć się, jak reagujemy na pewne sytuacje, żeby też zacząć zauważać swoje zachowania. A my mamy wkurzone, zagubione dzieci i nauczycieli, którzy nie dostali żadnej pomocy. Za chwilę przyjdzie im pracować z ofiarami traum, które wcale nie garną się do integrowania, mają stany lękowe, depresję, zespół stresu pourazowego. Rokowania nie są dobre. Jak zatem pomagać, żeby nie szkodzić? Jeżeli chce się pomagać, to na początek należy zadać sobie dwa pytania. Najpierw: po co ja chcę to robić? A potem: czy jestem gotowy, żeby rzeczywiście wysłuchać potrzeb drugiej osoby i nie oczekiwać wdzięczności? Wspieranie to gotowość do wysłuchania też tych rzeczy, które wcale mi się nie spodobają. I dodam jeszcze, że pora wyłączyć hierarchizowanie cierpienia i określanie go swoją miarą. Każdy człowiek zasługuje na wsparcie i pomoc. Marta Pietrusińska – doktor nauk społecznych w dziedzinie pedagogiki, socjolożka specjalizująca się w wielokulturowości/międzykulturowości oraz edukacji obywatelskiej. Zajmuje się przede wszystkim zagadnienia związanymi z europejskim islamem w kontekście obywatelskości muzułmanów, migracji, integracji uchodźców i imigrantów na poziomie lokalnym. Od 2008 roku współpracuje z organizacjami pozarządowymi działającymi na rzecz integracji migrantów w Polsce oraz podnoszenia jakości edukacji obywatelskiej (Fundacja Civis Polonus, SINTAR, Fundacja dla Wolności, CIM). Obecnie pracuje, uczy i prowadzi badania na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka książki „Czy muzułmanin może być dobrym obywatelem? Postawy obywatelskie młodych muzułmanów z Polski, Turcji i Wielkiej Brytanii”. Zobacz także
Początkowo ustalono, że w poniedziałek 13 marca w godzinach porannych z domu we Wrocławiu przy ul.Karola Olszewskiego matka z córką udały się na prezentacje firmy, dla której obie pracują.
Rozmowy matki z córką: - Mamo kim chciałaś być jak byłaś mała, taka jak ja? (8-latka) - Hmmm, pielęgniarką. - I dlaczego nie zostałaś pielęgniarką? - Wiesz moi rodzice a twoi dziadkowie odradzali mi, bo to bardzo ciężki zawód pielęgnować chorych, cierpienie, praca na zmiany, w święta... - A kim jeszcze chciałaś być? - O piosenkarką, aktorką i kwiaciarką. (uśmiecha się mama) A córka bardzo poważnie odpowiada: - Mamo zobacz żadne z twoich marzeń się nie spełniło, zostałaś po prostu .... urzędnikiem! Tu mama się zaśmiała, przytuliła i ucałowała córkę. lato, lato jak to dawno było
Rozmowy Matki z Córką: - jest takie coś jak chciejstwo- jak się chce, to wszystko można! 殺殺殺 Niewątpliwie Julka zostanie coachem 藍藍 Słowa Julki potwierdzają, że dzieci są naszym lustrem.

Relacja matki i córki jest unikalna i zupełnie inna niż bliskość między matką i synem. To wyjątkowe, kobiece połączenie można jednak łatwo zniszczyć, a toksyczne zachowania matki mogą wpływać na całe życie córki. Ignorowanie Rywalizacja Kontrolowanie Dystans Odwrócenie ról Wymaganie perfekcjonizmu Oczernianie Więź z matką to dla wielu osób najsilniejsza relacja, jakiej można doświadczyć. Kontakt ten może być trudny, ale kształtuje cały nasz świat. To właśnie matka przekazuje nam wzorce zachowań, daje (lub zabiera) poczucie bezpieczeństwa, uczy nas kontaktu z innymi ludźmi. Potrafi wyczuć nastrój i emocje córki. Badania potwierdzają, że matka i córka mają podobnie zbudowaną część mózgu odpowiadającą za emocje, dlatego czasem mogą mieć wrażenie, że porozumiewają się bez słów. Do pewnego etapu (a czasem i przez całe życie) to właśnie matka jest największym autorytetem dla córki. Jej zachowania i słowa są najważniejsze, to z nich czerpiemy siłę i motywację, ale nie zawsze musi tak względu na to, jak silna jest relacja matki i córki, gdy staje się toksyczna, ma wpływ na każdą sferę życia dziecka. Toksyczne zachowania matki niszczą poczucie własnej wartości córki i uniemożliwiają normalne życie w społeczeństwie. Bezwarunkowa miłość do matki sprawia, że nie potrafimy spojrzeć na jej destrukcyjne zachowania obiektywnie, trudno też „odciąć się” od nich. Jakie zachowania najbardziej psują relację matki i córki?IgnorowanieDla dziecka nie ma nic gorszego, niż lekceważenie przez matkę. Jest to bolesne doświadczenie już dla małych dzieci, które nie rozumieją, dlaczego ich sprawy nie są wystarczająco interesujące dla mamy, która jest dla nich najważniejsza. Ignorowanie dziecka dotyczy zarówno codziennej rozmowy, jak i umniejszania ważnych osiągnięć. Lekceważone dzieci czują, że nie są warte uwagi, również gdy dorastają. Osobom takim ciężko zbudować relację, wątpią w siebie, a jednocześnie odczuwają ogromną tęsknotę za matką i córką często dochodzi do rywalizacji. To naturalny, podświadomy proces, w którym nie ma nic złego, dopóki nie jest podsycany przez matkę. Problem pojawia się, gdy matka staje się zazdrosna o córkę i narzuca niezdrową konkurencję. Może to wywołać wiele kompleksów u dziecka, które chcąc zadowolić matkę, będzie próbowało doprowadzić do swojej porażki w wielu dziedzinach. KontrolowanieNiektóre matki sprawdzają swoje dzieci, ponieważ po prostu się o nie martwią. Jednak nadmierna kontrola nie zawsze musi wynikać z troski. W niektórych przypadkach ma na celu pokazanie córce, że matka dużo lepiej wie, jakie decyzje powinno podejmować jej dziecko. Kontrola wiąże się z narzucaniem własnego zdania. Jeżeli matka cały czas kontroluje córkę, traci ona zdolność do podejmowania własnych, odpowiedzialnych emocjonalny objawia się brakiem zainteresowania potrzebami dziecka. Matka, która czuje dystans do córki, nie jest w stanie reagować na jej potrzeby i uczucia. Problemem w takiej relacji jest również brak bliskości. Zdystansowane matki nie przytulają i nie całują dzieci, co w dorosłym życiu objawia się nadmierną potrzebą poszukiwania relacji z innymi. Córki, które nie otrzymały wystarczająco dużo miłości od matek, są narażone na manipulację i toksyczne rólNiektóre matki, czując nieporadność, starają się wymusić opiekuńczość u dziecka. Już w dzieciństwie oczekują od córek, że będą wyręczać je w codziennych obowiązkach. Prowadzi to do toksycznego odwrócenia ról. Córka staje się odpowiedzialna za matkę w każdej sferze, przez co nie może rozwijać się tak, jak rówieśnicy. Córki nieporadnych matek, gdy dorastają, czują, że nie miały w swoim życiu czasu na normalne dzieciństwo. Wymaganie perfekcjonizmuNiektóre matki mierzą swoją własną wartość poprzez osiągnięcia córki. Chcą być dumne z sukcesów córek i od najmłodszych lat uczą je, że to ambicja i perfekcjonizm są najważniejsze w życiu. Odnosi się to również do wyglądu. Niestety, matkę perfekcjonistkę trudno zadowolić, dlatego niektóre córki mogą po pewnym czasie zrezygnować z wszelkich aspiracji, co jest pewnego rodzaju krytykowanie dziecka to jeden z poważnych objawów przemocy emocjonalnej. Polega na wykorzystaniu przewagi dorosłego nad dzieckiem i narusza jego godność osobistą. Zawstydzanie i upokarzanie dziecka (także w towarzystwie innych ludzi) sprawia, że dziecko czuje się zawstydzone i gorsze od innych. Odczuwa wiele negatywnych emocji (poczucie krzywdy, ból, niezrozumienie), za które często obwinia siebie. Dzieci toksycznych matek mogą reagować różnie na tego typu zachowanie. Niektóre z nich starają się być „grzeczne”, chcąc zyskać aprobatę mamy. Inne zaczynają reagować na ciągłe zaczepki, co prowadzi do nasilenia konfliktu. Źródło:

http://www.patriot24.net/video-szczera-rozmowa-buduje-wiez-matki-z-corka,23161Dzień pierwszej miesiączki pamięta każda z kobiet. To wyjątkowo ważny moment w Nie przejmuj się, jeśli otrzymasz odpowiedź, gdy zdecydujesz się na „rozmowę w czasie” z twoją animacją. Właściwie większość z was może tego oczekiwać. Wygląda to jak wczoraj, kiedy twoja mała dziewczynka bawiła się z Barbie i lalkami dla dzieci. Teraz ma na sobie szelki, wysadzając najnowszą piosenkę Justina Biebera na swoim iPodzie i chcąc, byś rzucił ją z odległości mila w dół drogi, a ostatniej nocy usłyszałeś jej rozmowę ze swoim przyjacielem o najgorętszym chłopaku w szkole. Co się stało? Gdzie minął czas? Pamiętaj, kiedy twoja matka powiedziała ci, żebyś nie mrugnęła … Nadszedł czas. Rozmowa z córką na temat jej okresu może początkowo być trochę niezręczna. Jedną z głównych przeszkód do pokonania przed „rozmową” jest poczucie komfortu z własnymi myślami i uczuciami. Porozmawiaj ze swoim partnerem, matką lub bliskim przyjacielem o tym, jak się czujesz. Może to być równie trudne dla ciebie jak dla twojej córki. Akceptacja czasami nie przychodzi łatwo. Rozpoznanie, w jaki sposób się czujesz, i wcześniejsze jego przemyślenie, pomoże ci być bardziej otwartym i zrozumieć uczucia twojej córki. Idź gdzieś, gdzie twoja córka czuje się bezpiecznie, mówiąc o tym wielkim wydarzeniu w jej życiu. Zjedz kawę i udaj się do parku, idź na kolację lub lunch na piknik na podwórku. Poświęcenie dodatkowej uwagi, aby znaleźć odpowiedni czas i przestrzeń, sprawi, że poczuje się wyjątkowo, i powie jej, jak bardzo ci zależy i chcesz jej pomóc w tym ekscytującym i nieco zagmatwanym czasie. Stresuj swojej córce, że jej okres jest normalny i zdrowy, a NIE Boli. Powiedz jej, że miesiączka jest znakiem, że jej ciało działa prawidłowo i wyrasta z ciała dziewczyny w ciało kobiety. Wyjaśnij, że cykliczna miesiączka to sposób, w jaki ciało ćwiczy przez pewien czas … pewnego dnia … kiedy może mieć dziecko. Pokaż jej schemat … … gdzie znajdują się jej jajniki, macica i pochwa. Opisz, w jaki sposób dziewczynki rodzą się z dwoma jajnikami, które zawierają tysiące jaj i co miesiąc jajniki uwalniają jajo, które wędruje w dół i „zatrzymuje się” w macicy. Jeśli jajko nie zapładnia się – w tym momencie możesz zdecydować, czy dalej rozwijać, jak to się dzieje – wtedy jajo i wyściółka macicy są wydalane przez pochwę w postaci krwi. Zapewnij ją, że krew może być jasnoczerwona, różowa lub brązowa i że, chociaż może wyglądać bardzo, to tylko około 3-5 łyżek stołowych. Możesz wyjaśnić, że okresy powinny nadejść co 28 dni, ale mogą pojawić się w dowolnym miejscu pomiędzy 21-35 dni, a zwykle trwają około 3-7 dni. I wyjaśnij, że przepływ krwi jest najcięższy w ciągu pierwszych 1-3 dni, a staje się mniejszy pod koniec. Pamiętaj, że kiedy twoja córka zaczyna dostawać okres, może jej nie dostawać każdego miesiąca. Daj jej znać, że może to być normalne, a jej cykl miesiączkowy może zająć kilka miesięcy, aby uregulować. Średni wiek dziewcząt do uzyskania wieku wynosi 12,5 lat, ale może się różnić w dowolnym miejscu od 8 do 15 lat. Dziewczynki zazwyczaj dostają okres w ciągu 6-12 miesięcy od momentu, w którym ich matki dostały swoje. Afroamerykanki mają tendencję do zdobywania wcześniejszych okresów, a sportowcy mają tendencję do zdobywania ich później. Oczywiście są zawsze wyjątki od tych „reguł”! Pokaż swojej córce różnice między nakładkami maxi, tamponami i wkładkami higienicznymi. Wyjaśnij, kiedy użyć jednego z drugim. Pomóż jej stworzyć „awaryjną skrytkę” z maxi-padami, aby dotrzymać jej kroku, dzięki czemu poczuje się lepiej przygotowana, gdy jej okres zaatakuje. Zachęć ją, by prowadziła dziennik lub pobierała aplikację, która pomoże jej śledzić, kiedy zaczyna się i kończy jej okres. Poinformuj swoją córkę, że każda dziewczyna przechodzi przez okres jej trwania i podziel się swoim doświadczeniem (jeśli pamiętasz) o tym, kiedy po raz pierwszy dostałeś swoje. Kolejny dobry zasób, który wielu dziewczynom w tym wieku jest niezwykle pomocny – jest to dobra książka, używamy jej i dajemy ją w okresie dojrzewania dzieci. Poważnie? klasa – jest książka, Opieka i utrzymanie Youby Valorie Lee Schaefer. Ponadto, mówiąc o naszej klasie, … pamiętaj, że Kids Plus jest tutaj dla Ciebie! Jeśli potrzebujesz pomocy w rozpoczęciu rozmowy lub jeśli chcesz spędzić wieczór z dziewczyną na zabawnych, pouczających warsztatach w bezpiecznym i pomocnym środowisku, możesz sprawdzić nasze Dojrzewanie. Poważnie? klasa. W klasie dr Stevens, dr McGee i ja rozmawiamy z matkami (lub kobietami-mentorami) i córkami na temat zmiany ciał i trzech ważnych „P” … dojrzewania, okresów i prywatności. Aby dowiedzieć się więcej lub zarejestrować się, zobacz stronę klasy na naszej stronie internetowej. Jednak zawsze, gdy to zrobisz – powodzenia w „rozmowie”. Daj nam znać, jeśli masz jakiekolwiek pytania lub wątpliwości. I nie zapomnij przytulić swojej córki! Nieliczne pytania od rodziców sprawiają, że rodzice są bardziej zaniepokojeni niż rodzice. Jakoś nigdy nie wydaje nam się, że są „gotowi” do tego tematu! Ale prawda jest taka, że ​​seksualność dzieci oraz ich wiedza i zrozumienie seksu rozwijają się z czasem, podobnie jak wszystko inne, co robią i uczą się. I podobnie jak wszystko, o co pytają, sposoby, w jakie my, jako rodzice, reagujemy na te wczesne pytania, stanowią ważną podstawę dla późniejszych rozmów i głębszego zrozumienia. Maluchy i dzieci w wieku przedszkolnym są z natury ciekawi swoich ciał i tego, jak są takie same i inne od ciał innych ludzi. Na przykład pojawienie się nowego rodzeństwa lub dziecka przyjaciela często stawia pytania o to, skąd pochodzą dzieci. Odpowiadaj na pytania małych dzieci bezpośrednio, w słowach, które mogą zrozumieć. Używaj poprawnych terminów dla części ciała, które dadzą im narzędzia do lepszego zrozumienia później. Nie przejmuj się, że mówisz za dużo – po prostu odpowiedz na pytania, które zadali, a oni dadzą ci znać, kiedy ich ciekawość zostanie zaspokojona. Dzieci w wieku szkolnym zaczną zadawać bardziej szczegółowe pytania i na ogół przejdą do drobiazgowych pytań dotyczących poczęcia i stosunku płciowego między 7 a 10 rokiem życia. Pytania zazwyczaj pojawiają się w trakcie kilku rozmów, ale jest to wielki wiek, aby prowadzić te rozmowy, gdy dziecko pyta. To także świetny czas, aby porozmawiać o wszystkich oczekiwanych zmianach ciała w okresie dojrzewania, o menstruacji i mokrych snach (zarówno chłopcy i dziewczęta muszą zrozumieć oba tematy), jak i o różnych orientacjach seksualnych. Możesz także mówić o wartościach swojej rodziny we wszystkich przedmiotach, na długo przed tym, jak Twoje dziecko zostanie nastolatkiem i natychmiast odrzuci wszystko, co mówisz! „Tweeny”, ci niezupełnie małe dzieci, nie całkiem nastolatkowie, chcą zrozumieć więcej i wiedzieć, że sami są „normalni”. Mogą jednak nie chcieć zadawać pytań, więc szukajcie lekcji chwile i okazje do rozmowy. Przydatne może być przejrzenie wszystkich podstawowych szczegółów okresu dojrzewania oraz miejsca, w których znajdują się ich własne ciała. Jeśli chodzi o dziewczęta, pomoc w naszej wspaniałej kategorii „Dojrzewanie”, „Poważnie?” W Kids Plus może tutaj pomóc – i pracujemy też nad klasą dla chłopców! Dzieci w tym wieku również muszą wiedzieć, że uczucia seksualne są normalne, a badanie własnych ciał i myślenie o własnej orientacji seksualnej jest również normalne. Co najważniejsze, pozwól dziecku wiedzieć, że są to „OK” tematy rozmów w twojej rodzinie. Badania wykazały, że najważniejszym czynnikiem wskazanym przez nastolatków, którzy unikają niezdrowych zachowań jest rozmowa z rodzicami. Dr Susan Stevens napisała już znakomitą notatkę o Talking with Teens and Tweens na temat Sex, ale powtórzę kilka punktów, których nie można przecenić. Prowadź rozmowy ze swoim nastolatkiem i słuchaj więcej niż rozmawiasz. Pomaganie dziecku w zrozumieniu zdrowych relacji pomoże mu dokonać dobrych wyborów, w sposób, który „nie powie” nigdy. Wielokrotnie udowodniono, że mówienie o zapobieganiu niezamierzonej ciąży i zakażeniom przenoszonym drogą płciową nie sprzyja rozwiązłościom i naprawdę pomaga zapobiegać tym trudnościom. Wiele nastolatków kwestionuje również ich orientację seksualną. Niech twoja nastolatka wie, że to normalne, że myślisz o tym i że kochasz ją bezwarunkowo, bez względu na orientację, na którą ostatecznie się opiera. Akceptacja przez rodziców i członków rodziny jest kluczem do zapobiegania tragicznym skutkom. W przypadku dzieci w każdym wieku, pamiętaj, aby podczas prezentacji prezentować możliwe do nauczenia momenty. Gdy pytania pojawiają się w nieodpowiednich momentach, nie bój się odpowiadać z czymś w rodzaju: „To naprawdę dobre pytanie. Pamiętajmy, aby więcej o tym porozmawiać, gdy wrócimy do domu. „Pamiętaj jednak, aby później to zrobić, nawet jeśli twoje dziecko nie wie, że twoja wiadomość jest nadal”, możemy mówić o tych tematach. ” bój się przyznać, gdy nie znasz odpowiedzi. "Rozmowa matki z córką: Tish: Chase chce, żebym zapisała się do tego samego klubu, do którego on należał w gimnazjum. Ja nie chcę. Ja: Więc nie rób tego. Tish: Ale nie chcę go rozczarować. Ja: Posłuchaj. Jak rozmawiać z dzieckiem o rozwodzie? Rozwód rodziców jest zawsze negatywnym przeżyciem dla dziecka, dlatego trzeba o nim z dzićmi rozmawiać. Rozwód nie musi jednak być doświadczeniem destrukcyjnym. Radzimy, jak rozmawiać z dzieckiem o rozwodzie, aby zaoszczędzić wielu przykrych doświadczeń z nim związanych? Dziecko nie powinno czuć, że w wyniku rozwodu bezpowrotnie traci jednego z rodziców. Dlatego tak ważna jest rozmowa o ich rozstaniu. Najlepiej przeprowadzić ją wspólnie z mężem/żoną, jak najszybciej po ostatecznej decyzji. Warto się do tej rozmowy przygotować, omawiając z drugą stroną, co zostanie powiedziane, by nie sprzeczać się przy dziecku, nie mówić źle o jego mamie/tacie. Spis treściRozwód rodzicó: jak rozmawiać z dzieckiem?Rozwód rodziców: rodzi lęk i agresję...Rozwód: dziecku trzeba mówić tylko prawdęRozwód a dziecko: problem zaczyna się wcześniejRozwód rodziców: najważniejsze to nie stracić kontaktu z drugim rodzicemPo rozwodzie: co dalej z dzieckiem? Rozwód a podział opieki nad dziećmi Rozwód rodzicó: jak rozmawiać z dzieckiem? Jak rozmawiać z dzieckiem o rozwodzie? Bardzo ważne są warunki rozmowy – nie powinien poganiać nas czas czy dzwoniący telefon. W czasie rozmowy z dzieckiem ważne jest nie tylko, co mówimy, ale jak mówimy. Przeczytaj: Opieka nad dzieckiem po rozwodzie. Mecenas odpowiada na najczęstsze pytania mam Dobrze jest starać się opanować emocje. Nasze roztrzęsienie czy zdruzgotanie udzieli się dziecku i wzbudzi w nim poczucie zagrożenia, a często konieczność chronienia jednego z rodziców. Nie należy wchodzić w rolę sędziego czy oczekiwać zbyt wiele, na przykład że dziecko to właśnie ciebie zrozumie czy stanie po twojej stronie. Rozwód rodziców: rodzi lęk i agresję... Rozwód wpływa na relacje dziecka nie tylko z rodzicami, ale też z siostrą, bratem, kolegami, nauczycielami. W kontaktach z rówieśnikami czy rodzeństwem dzieci z rodzin rozwiedzionych wykazują mniejszą życzliwość i mniejszą wrażliwość na krzywdę innych. Dowiedz się: 25 lat badań nad rozwodami - wniosek? „To najgorsza krzywda, jaką możecie wyrządzić dziecku” Są bardziej agresywne, wrogie, często bardzo lękowe. Związane jest to z koniecznością chronienia siebie i utratą poczucia bezpieczeństwa. Takie dzieci popadają w konflikty. Nauczyciele często postrzegają je jako krnąbrne, uparte i złośliwe. Często też dzieci rozwiedzionych rodziców więcej czasu spędzają właśnie z nimi niż z rówieśnikami. Przeprowadzki, przerzucanie od mamy do taty nie ułatwia budowania więzi rówieśniczych ani podtrzymywania przyjaźni! Zapamiętaj! Po dwóch–trzech latach od rozwodu większość dzieci przystosowuje się do nowej sytuacji. Bardzo ważne jest, aby w tym czasie zapewnić dziecku jak najczęstszy kontakt z rodzicem, który nie sprawuje nad nim codziennej opieki. Rozwód: dziecku trzeba mówić tylko prawdę Dzieciom należy mówić prawdę, dawać im jednoznaczne uczciwe wyjaśnienia, co nie oznacza drastycznych szczegółów czy omawiania spraw dorosłych. Oto przykład: „Tata i ja od dłuższego czasu próbowaliśmy rozwiązać różne problemy między nami. Doszliśmy do wniosku, że nie możemy już ze sobą mieszkać i postanowiliśmy się rozwieść. To bolesna decyzja. Oboje bardzo cię kochamy i nigdy nie przestaniemy cię kochać. Zrobimy wszystko, żebyś nadal miał/a mamę i tatę, tak jak dotychczas, ale będziemy mieszkać oddzielnie”. Ważne, by uznać uczucia dziecka, pozwolić mu się wypłakać, wykrzyczeć, wyrazić żal, gniew. Może się też zdarzyć, że trzeba będzie powiedzieć dziecku ponownie o tej decyzji, kiedy będzie podejmowało różne próby zatrzymania rodzica w domu. Przeczytaj: Rozwód a dziecko - jak rozstanie rodziców wpływa na dzieci? Rozwód a dziecko: problem zaczyna się wcześniej W sytuacji rozwodu najbardziej negatywnie na dzieci wpływa nie rozstanie z jednym z rodziców, ale bycie świadkiem i uczestnikiem konfliktu między rodzicami jeszcze przed rozwodem. Unikanie jawnego konfliktu jest więc najlepszym środkiem zapobiegawczym przed negatywnymi skutkami rozwodu. Oprócz konfliktów między rodzicami trudne dla dziecka są zmiany w ich zachowaniu, ich stosunek do dziecka, czasem nowe i niekonsekwentne metody wychowawcze. Rodzice w sytuacjach rozwodu działają bowiem często pod wpływem stresu, a relacje z dzieckiem się pogarszają. Czasem rodzic staje się bardziej dyscyplinujący, narzuca dziecku swoje wymagania, a jednocześnie w niektórych sytuacjach okazuje mu mniej uczuć. A czasem wręcz przeciwnie – aby złagodzić skutki rozwodu, staje się zbyt pobłażliwy i uległy. Innym znów razem rodzice są tak pochłonięci walką między sobą, że zupełnie zapominają o dzieciach. Dziecko musi mieć możliwość porozmawiania z kimś bliskim o swojej trudnej sytuacji. Zachęcaj je więc do kontaktów z rówieśnikami, sam bądź inicjatorem rozmowy, opowiedz o innych dzieciach, których rodzice się rozwiedli. Mów otwarcie, czego można się bać i jak ty możesz pomóc synowi lub córce w tej sytuacji. Zapewniaj o swojej miłości i o tym, że rodzicem jest się do końca życia i nic tego nie zmieni. Zobacz: Czy dziecko może przystąpić do komunii, gdy rodzice są po rozwodzie? Rozwód rodziców: najważniejsze to nie stracić kontaktu z drugim rodzicem Badania pokazują, że częste regularne kontakty z rodzicem niemieszkającym z dzieckiem zmniejszają ryzyko problemów wychowawczych i zwiększają szansę na jego przystosowanie się do nowej sytuacji. Dlatego tak ważne jest, by wraz z rozwodem rodziców dziecko nie traciło jednego z nich. Obydwoje rodzice, a zwłaszcza ten, który mieszka z dzieckiem, powinni „wciągać” w wychowanie drugą stronę. Należy dbać o regularne spotkania dziecka z drugim rodzicem. Ten z kolei powinien dobrze planować swój harmonogram zajęć, by dotrzymywać obietnic i stawiać się na oczekiwane przez dziecko spotkanie. Po rozwodzie: co dalej z dzieckiem? Uniknięcie sporu sądowego o dziecko jest dużym krokiem naprzód. Walka na sali sądowej, wzajemna wrogość rodziców odbija się negatywnie na kontaktach z dzieckiem. Jeśli trudno się wam porozumieć, nie widzicie szansy na konstruktywną rozmowę i chcecie dogadać się bez pośrednictwa sądu, skorzystajcie z mediacji rodzinnej. Dowiedz się: Pozew rozwodowy: jak napisać pozew o rozwód? Wzór, koszt Dzięki pomocy profesjonalnego mediatora można ustalić wiele trudnych, okołorozwodowych spraw. W rozmowach z byłym małżonkiem o dziecku warto odłożyć urazy na bok, by wypracować poprawne relacje i nie utrudniać sobie roli matki/ojca. Dawaj dobry przykład, pierwsza/pierwszy informuj drugą stronę o różnych wychowawczych sprawach. Wymieniajcie się informacjami o dziecku i wspólnie podejmujcie ważne decyzje na jego temat. Kłótnia z eksmałżonkiem w obecności dziecka przynosi mu wiele szkody i cierpienia. Dając dziecku szansę obserwowania rodziców zgodnie ze sobą rozmawiających po rozwodzie, wzmacniacie jego poczucie bezpieczeństwa. Dziecko nie może być wikłane w konflikty rodziców i nie powinno pełnić żadnych „dorosłych” ról. Czynienie z niego szpiega, posłańca, mediatora, kozła ofiarnego czy powiernika jest ponad jego siły. Wypytywanie dziecka o życie drugiego rodzica, zmuszanie do przekazywania mu informacji, osądzania, kto ma rację w sporze, oczekiwanie, że wysłucha waszych żalów, będzie osobą do odreagowania stresów czy stanie się niańką dla rodzeństwa, znacząco potęguje cierpienie i stres. Każde dziecko ma naturalną potrzebę kochania obydwojga rodziców, nie należy więc pytać, kogo kocha bardziej, z kim chciałoby mieszkać czy spędzić wakacje!
Policjanci, których pracę nadzorował Prokurator z Prokuratury Okręgowej w Toruniu, zebrali materiał dowodowy świadczący o tym, że dwie kobiety - matka z córką, przez prawie 5 lat, w Toruniu, ale także m.in. w Kutnie i Wrześni, ułatwiały uprawianie prostytucji. Poprzez zarządzanie kilkoma kobietami, które świadczyły usługi
– Uśmiecham się tutaj, ale jednocześnie boję się. Boję się tak bardzo jak to tylko możliwe – w ten sposób Anastasia Pavlova opisała zdjęcie, które zostało wykonane, tuż przed jej misją. 23-latka postanowiła zrobić wszystko, aby ewakuować swoich rodziców, którzy pozostali na obrzeżach Mariupola. Matka nazwała ją bohaterką. BBC przybliżyło historię 23-latki, która uciekła z Charkowa – miasta wściekle atakowanego przez rosyjskie wojska. Anastasia Pavlova wraz ze swoim narzeczonym zamieszkali w Dnieprze, w lokum należącym do rodziny mężczyzny. Kobieta nieustannie martwiła się o los swoich rodziców, którzy pozostali na obrzeżach Mariupola. Wojna na Ukrainie. Poruszająca rozmowa matki z córką. „Nie przyjeżdżaj” Oksana, matka 23-latki, odnalazła siłę w modlitwie. Jednak pojawiały się chwile zwątpienia. – Dzień po dniu nad dachem naszego domu przelatywały pociski różnych kalibrów. Czwartego dnia wojny zaczęłam myśleć, że tego nie przetrwam – relacjonowała kobieta. W mieście atakowanym przez rosyjskie wojska, Ukraińcom doskwiera nie tylko strach, ale także głód, brak dostępu do bieżącej wody i brak prądu. Mimo przeciwności Oksanie udało się skontaktować z córką. – Nie przyjeżdżaj – ostrzegła Anastasię. 23-latka nie posłuchała jednak prośby matki i pod koniec marca wyruszyła w drogę w kierunku Mariupola. Anastasia na zdjęciu, które wykonano przed podróżą, uśmiecha się, ale – jak sama zaznacza – to tylko pozory. – Uśmiecham się tutaj, ale jednocześnie boję się. Boję się tak bardzo jak to tylko możliwe – powiedziała. „Nie mogłam się cieszyć, ale też nie mogłam płakać” W czasie podróży Anastasia wraz z osobami, które jej towarzyszyły, mijała rosyjskie punkty kontrolne. Jak relacjonowała, z upływem kolejnych kilometrów „chudzi chłopcy, którzy wstydzili się poprosić o otwarcie samochodu” zamienili się w „bardziej wojskowych strażników”. Podczas sprawdzania dokumentów w czasie jednej z kontroli rosyjscy wojskowi wycelowali lufę karabinu maszynowego w głowy podróżujących. Domagali się wskazania, jaki jest cel podróży. Anastasia powiedziała, że chce pomóc rodzicom i dostarczyć ojcu lekarstwo. 23-latka cały czas odczuwała strach. – Wydaje się, że zaraz zabiorą ci samochód, albo zastrzelą, zgwałcą. (…) To przerażające. Zdajesz sobie sprawę, że żadne z twoich praw nie jest tutaj przestrzegane – powiedziała Anastasia. Kobieta nie wiedziała, czy odnajdzie swoich rodziców żywych. Po wielu godzinach udało jej się dotrzeć do bliskich. – Nie mogłam się cieszyć, ale też nie mogłam płakać – relacjonowała 23-latka, którą matka nazywa „bohaterką”. Teraz rodzice 23-latki są już w „bezpieczniejszym mieście” na zachodzie Ukrainy, a ona wróciła do Dniepru. Kobieta wciąż myśli o tych, którzy nie mogą się wydostać z Mariupola i okolic. – Muszą starać się przeżyć, nawet jeśli Mariupol jest okupowany. Codziennie są pod ostrzałem. Wielu nie chce odejść, nie chce opuszczać swoich domów, ani grobu męża lub żony – powiedziała. Raport Wojna na Ukrainie Otwórz raport
Zepsuł się samochód, zginęła matka z córką - RMF24.pl - Po południu na przejeździe kolejowym w Wieniawie (woj. mazowieckie) seat, którym jechała matka z córka, zderzył się z
Rozmowa z córką o antykoncepcji – kiedy i jak to zrobić? Kiedy porozmawiać z córką o antykoncepcji hormonalnej? Dorastająca córka to bez wątpienia dla każdej matki nie tylko ogromna radość i duma, lecz także spore wyzwanie i milion obaw związanych z wchodzeniem przez nią w okres dorosłości. Czy Twoja córka ma już za sobą pierwsze związki i uważasz, że planuje rozpoczęcie współżycia? A może chcesz uprzedzić ten fakt i czujesz, że już teraz trzeba porozmawiać z nią na temat odpowiedzialności i zabezpieczenia przed niechcianą ciążą? Dowiedz się, jak i kiedy porozmawiać z nastolatką na te intymne i wciąż dla wielu osób krępujące tematy! Twoja córka dojrzewa – to normalne! Bycie mamą to cudowne przeżycie, ale i ogromne wyzwanie, które podejmujemy każdego dnia, bez względu na płeć naszego dziecka. Jeżeli jednak w domu mamy dorastającą dziewczynkę, wchodzenie przez nią w okres dojrzewania tym bardziej dla wielu z nas wiąże się z jeszcze większym stresem. Choć wydawać by się mogło, że same niedawno przechodziłyśmy ten okres, tak naprawdę wiele kobiet zdążyło zapomnieć, co się dzieje z ciałem i umysłem młodej dziewczyny w tym czasie. Kiedy więc nasza córka z dziecka zaczyna zmieniać się w młodą kobietę, warto przypomnieć sobie, jakie skutki może wywoływać związana z dojrzewaniem burza hormonalna. Dzięki temu łatwiej będzie nam przygotować się na to wszystko, co niesie za sobą okres dojrzewania, a okazując wsparcie w tym okresie, jeszcze bardziej wzmocnimy łączącą nas z córką więź. Rozmowa z córką o antykoncepcji – kiedy i jak to zrobić? Dorosłość i trudne tematy Oprócz zmian zachodzących w wyglądzie i psychice młodej dziewczyny, okres dojrzewania to także czas, kiedy jej zainteresowania i pragnienie wiedzy siłą rzeczy kierują się w stronę szeroko pojętej seksualności, a tym samym współżycia i tego ważnego dla wielu kobiet „pierwszego razu”. Warto pamiętać, że żyjemy w czasach, w których media z wielu stron bombardują nas przekazem przesyconym intymną tematyką. Nie powinno nas to więc w żaden sposób dziwić, że nasza córka prędzej czy później również zaczyna interesować się tymi kwestiami. Zamiast pozostawiać córkę samą sobie z tym trudnym tematem, jakim jest zgłębianie wiedzy na temat seksu, warto przeprowadzić z nią dojrzałą, merytoryczną rozmowę o „tych sprawach”. Choć dla wielu rodziców jest ona trudna i krępująca (uwierz, że dla Twojej córki z pewnością też!), istnieje duża szansa, że dzięki niej Twoja córka świadomie rozpocznie współżycie seksualne i będzie potrafiła skutecznie zabezpieczyć się przed ewentualną ciążą. Antykoncepcja dla młodej dziewczyny – o czym warto wiedzieć? Podejmując z córką rozmowę na temat seksu i antykoncepcji, warto w pierwszej kolejności zweryfikować, jak wygląda jej stan wiedzy w tym temacie: • czy zdaje sobie sprawę, jakie konsekwencje może za sobą nieść współżycie płciowe z drugą osobą (nie tylko nieplanowana ciąża, ale i choroby weneryczne), • czy wie, czym w ogóle jest antykoncepcja i czemu ma służyć, • jakie są najpopularniejsze metody antykoncepcji, z których może korzystać (np. prezerwatywy), • czego z pewnością nie można uznać za dobrą metodę antykoncepcyjną (chociażby stosunek przerywany), • jak działają tabletki wczesnoporonne i dlaczego nie mogą być uznawane za metodę antykoncepcyjną – warto wspomnieć o skutkach, jakie ma ich stosowanie dla naszego organizmu. Pewność, że nasza córka jest świadoma powyższych tematów, jest wyjątkowo ważna. Przygotuj się więc do tej rozmowy odpowiednio, zdobywając merytoryczną wiedzę. Z pomocą mogą Ci przyjść również dostępne powszechnie materiały, ułatwiające zrozumienie niektórych kwestii, które możecie wspólnie przejrzeć w trakcie prowadzonej rozmowy. Gdy zyskasz pewność, że Twoja córka ma już podstawową wiedzę na temat seksu i tego, jakie są dostępne środki antykoncepcji, warto porozmawiać z nią na temat jednej z najskuteczniejszych metod, jaką jest antykoncepcja hormonalna. Rozmowa z córką o antykoncepcji – kiedy i jak to zrobić? Tabletki antykoncepcyjne, czyli antykoncepcja hormonalna dla dziewcząt Antykoncepcja hormonalna od lat uznawana jest za jedną z najbezpieczniejszych i najskuteczniejszych metod zapobiegania ciąży, co czyni ją niezwykle popularną w różnych grupach wiekowych. Mechanizm jej działania opiera się na dostarczaniu do kobiecego organizmu niewielkich, odpowiednio dobranych dawek syntetycznych hormonów płciowych (estrogenów i progestagenów), które mają na celu nie tylko zahamowanie owulacji, lecz także stworzenie w drogach rodnych kobiety warunków uniemożliwiających skuteczne zapłodnienie. Dostępne są różne rodzaje antykoncepcji hormonalnej (tabletki, plastry, implanty, zastrzyki, a nawet wkładki dopochwowe), przy czym każdy z nich dostępny jest wyłącznie na podstawie recepty. Chęć stosowania jednej z powyższych form antykoncepcji wiąże się więc z koniecznością wizyty u ginekologa, co należy uznać nie za przeszkodę, ale dużą zaletę. Nie tylko sprawdzi on bowiem stan zdrowia pacjentki, lecz także pomoże wybrać najlepszą opcję. Wśród metod antykoncepcji hormonalnej największą popularnością cieszą się pigułki antykoncepcyjne. Wyróżnia się zarówno tabletki jednoskładnikowe (zawierające wyłącznie progestageny), jak i tabletki dwuskładnikowe (łączące w sobie progestageny i estrogen). Dla młodych kobiet, dopiero wchodzących w okres rozrodczy, zdecydowanie polecane są tabletki jednoskładnikowe. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na fakt, iż zawierają one minimalne dawki hormonów, przez co w niewielkim stopniu wpływają na naturalną gospodarkę hormonalną młodej kobiety, zachowując jednocześnie wysoką skuteczność (wskaźnik Pearla wynosi dla nich 0,73-0,93). Jak działają tabletki antykoncepcyjne jednoskładnikowe? Zagęszczają śluz szyjkowy, stwarzając niekorzystne warunki dla plemników, a także zmniejszają grubość błony śluzowej macicy, uniemożliwiając zarodkowi zagnieżdżenie się w jej ścianie. W ich przypadku zdecydowanie rzadziej występują również działania niepożądane tabletek antykoncepcyjnych, takie jak wzrost masy ciała, krwawienia międzymiesiączkowe czy zaburzenia nastroju. Co ważne, by tabletki antykoncepcyjne były skuteczne, wymagają one od młodej kobiety systematyczności, gdyż należy je przyjmować codziennie, o stałej porze. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź: Antykoncepcja hormonalna – kiedy zacząć? Pamiętaj – rozmowa to podstawa! Choć młodzi ludzie są w stanie samodzielnie zdobyć wiele informacji, korzystając np. z możliwości, jakie daje Internet, w praktyce często okazuje się, że wiele z nich opiera swoją wiedzę na przekazach od koleżanek i kolegów. Niestety, w wielu przypadkach niewiele mają one wspólnego z rzeczywistością. Im więcej więc córka dowie się bezpośrednio od Ciebie, tym większa będzie jej świadomość i troska o własne zdrowie. Kluczem do sukcesu w tym przypadku jest komfort odczuwany z obu stron, dlatego rozmowa powinna być przeprowadzona w spokojnej atmosferze, bez przymusu i nacisku. Warto w tym celu zadbać o odpowiednią oprawę, wykorzystując do tego np. babski wieczór z córką czy inną okazję. Jeżeli jednak nie czujesz się na siłach, by swobodnie rozmawiać ze swoim dzieckiem na temat seksu, nie przejmuj się – masz do tego prawo. Może się także okazać, że to ona, a nie Ty, nie będzie w stanie się przełamać do rozmowy na ten temat z Tobą. Pamiętaj jednak, by nie ignorować całkowicie tej kwestii, tylko znaleźć godne dla siebie zastępstwo. Doskonałym pomysłem w tej sytuacji jest zabranie córki na wizytę do ginekologa, który w fachowy sposób wyjaśni jej za Ciebie wszystkie sprawy związane ze współżyciem płciowym i z antykoncepcją. Artykuł sponsorowany
W domu doszło do awantury - WP Wiadomości. Pijana matka opiekowała się dzieckiem. W domu doszło do awantury. Policjanci z Oświęcimia podczas interwencji domowej, zatrzymali 27 – letnią
Rozmowa z dzieckiem podczas ciąży pomaga stworzyć solidną więź. Jest ona bardzo istotna, gdyż będzie towarzyszyć Twojemu dziecku przez całe kobiet może myśleć, że rozmowa z dzieckiem podczas ciąży nie jest tak ważna, głównie dlatego, że płód może nic nie słyszeć. Prawda jest jednak taka, że dla niemowląt niezwykle ważne jest, aby zaczęły słyszeć głosy członków swojej rodziny jeszcze w łonie z dzieckiem podczas ciąży, pomagasz jego rozwojowi neuronowemu i emocjonalnemu. Ponadto jest to ważny sposób na nawiązanie z nim nowych więzi. Ta aktywność może być bardzo ekscytująca, ponieważ dzieci mogą często reagować na pewne głosy przez to zmysł, który jako pierwszy rozwija się u niemowląt. W 24 tygodniu dzieci mogą słyszeć. Głos matki porusza się w wibracjach, które przechodzą przez jej kości. Wtedy dziecko może je poczuć, gdy jest w łonie z dzieckiem podczas ciąży i jej znaczenieWażne jest, aby niemowlęta słyszały głos matki, ponieważ obudzi to ich pragnienie słuchania. Będą również ruszać się lub bawić ciałem, obracać i zginać kolana. Ponadto mogą kopać lub skakać w rytm głosu swojej matki. Dźwięk głosu matki może wyeliminować stres i niepokój dzieci. Jest to szczególnie prawdziwe w ostatnich stadiach 36 tygodnia ciąży niemowlęta mogą rozróżniać głos matki od innych dźwięków. Są również bardziej wrażliwe na głośne dźwięki. Na przykład trzaskanie drzwiami, muzyka i inne dźwięki wytwarzane poza macicą. Głos ojca nie ma tak wysokiej częstotliwości, ponieważ jest zewnętrznym bodźcem. Jednak dla niemowląt nadal ważne jest słuchanie głosu ich w łonie matki są zwykle bardziej aktywne i podatne na stymulację w nocy. Rozmowa z nimi w nocy pomoże dzieciom czuć się bardziej komfortowo i że są kochane. Słuchanie głosu rodziców jednego po drugim pomoże maluszkom je mówić do dziecka w czasie ciąży?Podczas, gdymatki rozmawiają z dziećmi, ważne jest, aby pieściły swoje brzuchy, by dać poczucie ciepła. Wiele kobiet na początku nie wie co powinno powiedzieć. Najpierw możesz porozmawiać o tym, co zrobiłaś tego dnia lub co kupiłaś. Ponadto, możesz powiedzieć dziecku jaki kolor ma jego pokój lub jak się czujesz w czasie także śpiewać piosenki lub opowiadać historie, kładąc nacisk na onomatopeję. Warto też podzielić się tą umiejętnością z ojcem. W ten sposób dziecko może poczuć emocjonalny związek między mamą i drugiej strony, słuchanie muzyki jest również dobrym rozwiązaniem. W takim przypadku musisz wybrać odpowiednie melodie dla swojego dziecka. Zalecamy rozpoczynanie tego po piątym miesiącu, kiedy uszy dzieci są już dobrze matki porusza się w wibracjach, które przechodzą przez jej kości. Wtedy dziecko może je poczuć, gdy jest w łonie rozmowy z dzieckiem w czasie ciążyPorozumiewanie sięDialog wzmacnia relacje między rodzicami i ich dzieckiem w czasie ciąży. To powoduje, że dzieci reagują na wszystko, co dzieje się poza macicą. Zarówno na te dobre, jak i złe dobrego samopoczuciaRozmowa z dzieckiem podczas ciąży pomaga zachować spokój malucha. Ponadto, jako jedyny dźwięk na świecie, głosy rodziców mogą łatwo uspokoić dziecko, gdy nie może spać. Maluch może się uspokoić tylko przez słuchanie dźwięków ich umiejętnościRozmowa z niemowlętami przed ich urodzeniem pobudzi ich umiejętności językowe. Ponadto zachęci to do rozwoju słuchu w młodym wieku. Pomaga to zapobiegać zaburzeniom języka lub innych to uwielbiają!Dzieci uwielbiają słyszeć głos matki. Wzmacnia to ich rozwój emocjonalny i neuronalny. Ponadto sprawia, że kopią, skaczą i poruszają się w macicy. Rozmowa z dzieckiem podczas ciąży jest początkiem wspaniałego połączenia między tobą a Twoim dzieckiem. Uczucie, że porusza się w Twoim brzuchu, gdy słyszy Twój głos, jest jednym z najlepszych doświadczeń jakie możesz z miłością do swojego dziecka, aby zapewnić jego prawidłowy rozwój. Pamiętaj, że wiele umiejętności zaczyna się formować, gdy dziecko wciąż jest w brzuchu!To może Cię zainteresować ... Muzyczna rozmowa Michała Wiśniewskiego z córką. Etiennette - córka Anny Świątczak i Michała Wiśniewskiego stawia kolejne kroki w branży muzycznej. Na YouTube możemy znaleźć wyjątkowy
Relacje ojciec-córka to wyjątkowa więź. W końcu to właśnie tata jest pierwszym ważnym mężczyzną w życiu swojej małej córeczki. Czy tata może być więc dobrym rozmówcą córki w tematach dotyczących dorastania i dojrzewania? Niezależnie od tego, jakim typem ojca jesteś i jak wygląda Twoja relacja z dzieckiem istotne jest, byś był dla swojej dorastającej córki oparciem. To przecież Ty jesteś głową rodziny i stanowisz dla niej wzór idealnego mężczyzny. Podpowiadamy, jak być ostoją dla dojrzewającej nastolatki. Silna więź między tatą a nastoletnią córką Ojciec odgrywa w życiu córki niebagatelną rolę. Ta bezcenna więź między tatą a córką to wyjątkowa damsko-męska przyjaźń, która trwa od najmłodszych lat. Z czasem większość córeczek staje się „oczkiem w głowie” swoich ojców, którzy gotowi są spełnić ich każdą, nawet najmniejszą zachciankę. Dla wielu osób rozczulającym widokiem jest np. widok ojców bawiących się ze swoimi małymi córeczkami lalkami lub innymi, typowo „dziewczęcymi” zabawkami bez mrugnięcia okiem. Jest to jeden ze sposobów na okazanie im miłości i szacunku, a także zacieśnienie wzajemnych relacji. Z biegiem lat więź ta ewoluuje, a mała córeczka tatusia dorasta i wchodzi w trudny okres dojrzewania (link do artykułu: Wahania nastrojów i problemy współczesnych nastolatków), by następnie stanąć przed drzwiami dorosłości. Warto wtedy być przy niej, wspierać ją i dopingować w podejmowaniu kolejnych wyzwań. To na podstawie relacji tata-córka młoda dziewczyna uczy się, jak mężczyzna może traktować kobietę, a obserwując jego podejście do matki tworzy w swojej głowie obraz relacji damsko-męskich. Ważne jest więc, by mężczyzna wspierał córkę w tym trudnym dla niej okresie ojcowską radą, która niejednokrotnie jest bardziej potrzebna i znaczy więcej niż rozmowa z matką. Przeczytaj również: Ćwiczenia podczas okresu O prawidłowe relacje ojca z córką należy dbać od najmłodszych lat, ponieważ im dziewczynka starsza, tym trudniej wypracować bliską więź i skrócić powstały w dzieciństwie dystans. Choć z założenia to mama wydaje się być lepszym partnerem do rozmowy, jeśli chodzi o „babskie” tematy, nic nie stoi na przeszkodzie, by to właśnie tata stał się ich powiernikiem. Może on tak samo jak mama rozmawiać z córką na tematy związane z edukacją i rozwojem seksualnym, a także o relacjach damsko-męskich. Aktywne uczestnictwo w procesie dojrzewania nastolatki z pewnością wpłynie korzystnie na obie strony. Choć może Ci się wydawać to niestosowne, dzięki temu córce może być łatwiej zbudować w przyszłości prawidłowe relacje partnerskie i uniknąć szukania akceptacji u mężczyzny przez dostosowywanie, spełnianie oczekiwań, dobieranie nieodpowiednich partnerów w oczekiwaniu na skrawki uwagi. Z kolei jeżeli Ty od wczesnych lat będziesz otwarcie podchodził do faktu, że Twoja mała „córusia tatusia” dorasta – w przyszłości łatwiej będzie Ci pogodzić się chociażby z faktem, iż ma ona chłopaka czy uprawia seks. Choć zapewne zaskoczy Cię moment, gdy okazuje się, że zamiast małej dziewczynki, w domu jest dorastająca kobieta. Ojcowie, którym trudno pogodzić się z tym, że ich córka jest nastolatką, często próbują dyskredytować potencjalnych kandydatów do serca córki w jej oczach, co w wielu przypadkach jeszcze pogarsza relację córka i tata. Przeczytaj również: Stanik dla dziewczynki. Jak dobrać pierwszy biustonosz? Dorastająca "córeczka tatusia" Pomimo najlepszych chęci, wielu mężczyzn nie jest odpowiednio przygotowanych na wyzwania, jakie niesie dorastanie córki. Jeżeli rodzice nie rozmawiali z Tobą otwarcie o dojrzewaniu u obu płci, możesz nie czuć się pewnie w tematach miesiączki, nastoletnich, dziewczęcych bolączek i dojrzewania płciowego. Jeżeli brakuje Ci merytorycznych podstaw do przeprowadzenia tego typu rozmowy, warto porozmawiać wtedy o tym ze swoją partnerką i ustalić, czy powinieneś na szybko przyswajać ten temat. Pamiętaj, że umiejętność przeprowadzania tego typu, niejednokrotnie trudnych i krępujących dla obu stron rozmów, nie jest wyznacznikiem ojcostwa. Najważniejsze jednak, by nie ucinać tego typu prób konwersacji i nie zmieniać gwałtownie tematu, lecz stawiać mu czoła. Być może wspólnie, tata z córką poszukacie odpowiednich informacji lub przebrniecie przez te niełatwe rozmowy razem z matką dziecka? Jeżeli rozmowy na temat rozwoju i dojrzewania scedowałeś na swoją partnerkę, nic straconego. W zamian za to możesz być dla swojej córki wsparciem w relacjach z dorastającymi kolegami, które dla młodej dziewczyny z pewnością nie są łatwe. Tata z córką powinien otwarcie rozmawiać na temat tego, jak chłopcy mogą postępować z koleżankami i czego można się w tym wieku po nich spodziewać. Ważne, by przekazywane wzorce były zgodne z tym, co Twoja córka widzi na co dzień w relacjach rodzinnych. Pozwoli jej to utwierdzić się w słuszności takiego postępowania i oczekiwać go w przyszłości, jednoznacznie wyznaczając granice między tym, co jest właściwe, a co złe. Traktuj takie tematy poważnie, nie wyśmiewaj i nie bagatelizuj, bo Twoja córka przestanie Cię pytać. Tata z córką, a mama Więź taty z córką jest wyjątkowa, to już ustaliliśmy na samym początku. Ważne jednak, by tata i córka nie tworzyli wspólnego frontu przeciw mamie. Ojciec nie powinien robić porównań między żoną a córką. Sojusze rodzica z dzieckiem wpływają na budowanie się jego tożsamości i powodują konflikty lojalnościowe wobec rodziców. W tym trudnym okresie, jakim dojrzewanie dziecka, rodzice powinni być jednością, zwłaszcza jeżeli chodzi o wyznaczanie granic i egzekwowanie panujących w domu zasad. W najważniejszych kwestiach warto się ze sobą komunikować, nie można pod wpływem uroku „córusi tatusia” na boku podważać decyzji drugiego rodzica. Choć dorastająca nastolatka często próbuje tego typu „wybiegów”, ważne, by stawiać jasne warunki i konsekwentnie się ich trzymać. Choć taka postawa rodziców może spotykać się z dezaprobatą ze strony nastolatki, nie martw się tym – z czasem zrozumie ona, że ma to na celu nic innego jak chronienie jej i zapewnienie jej bezpieczeństwa. Wasza konsekwencja, pomimo buntu i sprzeciwu ze strony dorastającej córki z pewnością zaowocuje odpowiednio w przyszłości. Ważne, by wszystkie granice wyznaczać przy zachowaniu wzajemnego szacunku, zarówno ze strony rodziców do argumentów córki, jak i w drugą stronę. Nawet jeżeli chwilowo córka nie będzie darzyć Cię wielką sympatią, pamiętaj że jest to tylko chwilowy gniew, który z pewnością szybko minie.
Uważa, że matka ma zbyt dużo miłości, by obiektywnie spojrzeć na swoją córką. - Miłość ma to do siebie, że zawsze dąży do pewnego ideału. Więc córka, która "przyjaźni" się z matką będzie ukrywała swoje błędy, niepowodzenia, ponieważ jej "przyjaciółka" zawsze będzie chciała, żeby osiągała sukcesy. "Szewc chodzi Jedynie 55 proc. Polek kiedykolwiek rozmawiało ze swoimi matkami na ten temat. – Wiele chorób, w tym mięśniaki macicy, mogą mieć podłoże genetyczne i mogą być dziedziczone. Znajomość tendencji i historii chorób ginekologicznych w rodzinie – u matek, babek – może być pierwszym sygnałem ostrzegawczym, który skłoni nas do
Tłumaczenia w kontekście hasła "sprawy matki z córką" z polskiego na angielski od Reverso Context: Wiesz, typowe sprawy matki z córką. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
bYldeY.